Informacja o bombie na rosyjskim lotnisku Domodiewowo okazała się fałszywym alarmem - podała agencja ITAR-TASS powołując się na źródło w ochronie lotniska. Po anonimowym telefonie służby przeszukiwały lotnisko przez kilka godzin. W poniedziałek na tym lotnisku doszło do zamachu, w którym zginęło 35 osób, a 180 zostało rannych.
- Służby operacyjne sprawdziły wszystkie pomieszczenia lotniska, a także nagrania z kamer. Obecnie trwa dalsze sprawdzanie, lecz już ustalono, że był to kolejny przypadek "telefonicznego terroryzmu". Trwają też poszukiwania osoby, która zadzwoniła z fałszywym alarmem - podała ITAR-TASS, z powołaniem na źródła w ochronie lotniska.
Telefoniczny terroryzm
W środę po południu na milicyjny numer telefonu 102 zadzwonił niezidentyfikowany osobnik, twierdząc, że na Domodiedowie podłożono bombę. Po telefonie utworzono sztab operacyjny, w którego skład weszli przedstawiciele tzw. resortów siłowych, w tym ministerstwa spraw wewnętrznych. Lotniska nie ewakuowano. Port pracuje normalnie, choć jest patrolowany przez wzmocnione oddziały służb ochrony.
Zamach na lotnisku
Do zamachu, w którym zginęło 35 osób, a ponad 180 zostało rannych, doszło w poniedziałek po południu. Ładunek eksplodował w hali przylotów lotniska Domodiedowo, przy wyjściu z zielonej strefy celnej, obok jednej z tamtejszych kawiarni. Siłę eksplozji eksperci oszacowali na 5-7 kg trotylu. Ładunek wybuchowy był wypełniony metalowymi elementami potęgującymi siłę rażenia.
Źródło: PAP