Załoga i pasażerowie małego samolotu biznesowego lecącego nad Oceanem Indyjskim przeżyli koszmar. Ich maszyna wymknęła się spod kontroli i zaczęła gwałtownie spadać co chwilę odwracając się brzuchem do góry. Pasażerowie dosłownie latali po kabinie, silniki wysiadły, nie działało awaryjne zasilanie. Piloci opanowali sytuację dopiero trzy kilometry niżej. Jest możliwe, że wszystko spowodował lecący niedaleko gigantyczny samolot.
Do incydentu doszło na początku stycznia. Wówczas ujawniono jednak bardzo mało informacji. Władze lotnicze Omanu, na terenie którego awaryjnie lądował mały samolot, poinformowały jedynie, że kilka osób na pokładzie było rannych, a załoga informowała o problemach z silnikiem. Więcej szczegółów, które rysują obraz prawdziwego dramatu w powietrzu, podaje portal Aviation Herald - wiarygodne źródło informacji na temat wypadków i incydentów lotniczych. Opisywany mały samolot miał być zarejestrowanym w Niemczech prywatnym Challengerem 604, który leciał z Malediwów na Oceanie Indyjskim do Abu Zabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Na pokładzie było dziewięć osób.
Niespodziewana utrata kontroli
Mniej więcej w połowie drogi, nad Oceanem Indyjskim, załoga małego samolotu miała dostrzec mijającego ich giganta - największy samolot pasażerski świata Airbus A380. Miał lecieć około 300 metrów wyżej i w innym kierunku. Sytuacja nie była groźna, bo zachowano odpowiedni dystans. Jednak minutę, dwie później zaczął się dramat. Niespodziewanie dla załogi małego samolotu maszyna gwałtownie obróciła się brzuchem do góry i zaczęła spadać. Piloci całkowicie stracili kontrolę, podczas gdy odrzutowiec spadając obracał się wokół własnej osi. Nie jest do końca jasne, ile razy to zrobił, ale od co najmniej trzech do nawet pięciu. Pasażerowie nie zostali ostrzeżeni i nie byli przypięci, przez co dosłownie latali po kabinie boleśnie się obijając. Co gorsza, podczas spadania wyłączyły się oba silniki, ponieważ został zakłócony normalny przepływ powietrza do turbin. Załoga miała próbować uruchomić awaryjne zasilanie, ale nie udało się to prawdopodobnie z powodu skrajnych przeciążeń działających na samolot. Koszmar miał trwać około minuty, podczas której piloci ze wszelkich sił starali się opanować samolot. Jak pisze AH, udało im się to dopiero po trzech kilometrach spadania przy użyciu "bardzo dużej siły fizycznej". Musieli siłować się ze sterami, znosząc jednocześnie duże przeciążenia. Szczęśliwie udało im się jednak wyrównać lot i ponownie uruchomić silniki. Zgłosili problem i skierowali się do awaryjnego lądowania na najbliższym dużym lotnisku, którym okazała się stolica Omanu, Maskat. Dotarli tam po ponad dwóch godzinach lotu.
Za blisko giganta?
Po wylądowaniu pasażerów zabrały karetki. Jeden miał być ciężko ranny, ale szczegóły nie są znane. Sam samolot miał znieść tak skrajne i daleko wykraczające poza normy obciążenia, że uznano go za nie nadający się do naprawy. Został spisany na straty. AH nie udało się zdobyć oficjalnego potwierdzenia szczegółów incydentu. Śledztwo prowadzą niemieckie służby, ponieważ wydarzenie miało miejsce nad wodami międzynarodowym, a samolot był zarejestrowany w Niemczech. Niemcy potwierdzili jedynie fakt badania sprawy, ale ze szczegółami kazali czekać na raport. Przyczyną incydentu, według AH, były prawdopodobnie turbulencje wywołanie przez A380. Samoloty, zwłaszcza tak duże, zostawiają za sobą ślad zaburzonego powietrza, który powoli wędruje w dół w postaci silnych wirów. Mały Challenger 604 mógł się dostać w jeden z nich i zostać dosłownie porwany. Według "AH", szereg służb odpowiadających za kontrolę lotów na całym świecie otrzymało w ostatnich tygodniach nakaz, aby dokładniej zwracać uwagę na to, nad kim i w jakiej odległości przelatują A380.
Autor: mk\mtom / Źródło: Aviation Herald
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia CC BY 2.0 | Ronnie Macdonald