Rozmowy pokojowe między rządem a rebeliantami z Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii rozpoczęły się w poniedziałek w Hawanie deklaracją, że partyzanci po raz pierwszy od ponad dekady ogłaszają rozejm.
Szefostwo FARC jednostronnie nakazało swoim jednostkom zaprzestanie w całej Kolumbii ofensywnych operacji wojskowych i sabotażowych od 20 listopada do 20 stycznia - głosiło oświadczenie odczytane przez Ivana Marqueza, człowieka numer dwa kolumbijskiego ugrupowania, prowadzącego obecne negocjacje. Tłumaczyło, że zawieszenie broni ma "wzmocnić klimat zrozumienia" w dialogu.
Zmiana strategii
"Ta decyzja polityczna FARC-EP jest z jego strony istotnym wkładem na rzecz koniecznego wzmocnienia klimatu zrozumienia, aby strony inicjujące dialog znalazły rozwiązanie pożądane przez wszystkich Kolumbijczyków" - dodaje oświadczenie zatytułowane "Otwarcie drogi dla pokoju", wydane i datowane w "górach Kolumbii".
Tłum dziennikarzy w Hawanie otoczył Marqueza, który w okularach stał z pozostałymi delegatami FARC, m.in. obywatelką Holandii Tanją Nijmeijer. Część delegatów FARC znaczkami i wizerunkami na czapkach i koszulkach przypominała o Simonie Trinidad, oficjalnym negocjatorze partyzantów, który przebywa w więzieniu w USA, dokąd ekstradowano go w 2004 roku.
Rząd prezydenta Juana Manuela Santosa jak dotąd odrzucał możliwość przerwania operacji wojskowych do czasu podpisania porozumienia pokojowego z FARC i nawet obiecywał nasilić ofensywę przeciwko partyzantom.
200 tysięcy ofiar
Negocjacje, prowadzone pod patronatem Norwegii i Kuby w stolicach obu krajów, rozpoczęto 18 października w Oslo. Są czwartą próbą zakończenia trwającego prawie pół wieku konfliktu, w którym zginęło około 200 tys. ludzi. Obie strony konfliktu wyrażają optymizm, że tym razem próba ta się powiedzie.
Prezydent Santos chce osiągnąć porozumienie w ciągu dziewięciu miesięcy, chociaż obie strony mają do omówienia i rozwiązania masę bardzo niewygodnych kwestii w pięciopunktowej agendzie, zaczynającej się od kwestii rozwoju wsi. Kolejne punkty mówią o dalszym losie partyzantów, problemach handlu narkotykowego i rekompensatach dla ofiar konfliktu.
Olbrzymia część Kolumbijczyków opowiada się za procesem pokojowym, chociaż uważa, że spełznie na niczym. Mimo to rozmowy pokojowe są największym politycznym atutem w karierze politycznej Santosa - pisze Reuter, dodając, że od ich sukcesu bądź fiaska mogą zależeć wyniki wyborów w 2014 roku.
Pół wieku walki
Konflikt w Kolumbii zaczął się w 1964 roku z wyłonieniem się FARC jako komunistycznego ruchu agrarystycznego - głoszącego, że podstawą gospodarki jest rolnictwo oparte na samodzielnych gospodarstwach rolnych, zmierzającego do zniesienia społecznych nierówności. Największą siłą FARC dysponował w latach 90., kiedy kontrolował olbrzymie połacie kraju. Ale na początku lat 2000. dzięki miliardom dolarów z USA, lepszemu wywiadowi i zwiększonej mobilności, w wojnie sukcesy zaczął odnosić rząd.
FARC w ostatnich latach stracił niemal pół tuzina najwyższych dowódców i został zepchnięty do kryjówek w dżungli, choć nadal partyzanci mają siłę i przypuszczają ataki na siły bezpieczeństwa i infrastrukturę gospodarczą.
Przyczyną fiaska poprzednich negocjacji była przemoc. W latach 1999-2002 rząd zerwał negocjacje, kiedy FARC uprowadził samolot.
Rozpoczęcie dialogu stało się możliwe dzięki zawarciu w Hawanie 26 sierpnia "ogólnego porozumienia kończącego konflikt i o budowie stabilnego i trwałego pokoju". Doszło do niego po pół roku tajnych "rozmów wstępnych" na Kubie.
Autor: adso//kdj / Źródło: PAP