Prokremlowska "fabryka trolli" zorganizowała przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych około 120 kont i grup w mediach społecznościowych. Celem było "zajmowanie się ostrymi problemami społecznymi w USA" - napisała rosyjska gazeta "RBK".
W materiale opublikowanym na stronie internetowej we wtorek "RBK" oszacowała, że na działania te wydano około 2,2 mln dolarów.
"RBK" przeanalizowała około 120 zablokowanych już kont i grup tematycznych. Z nich około połowy przypadało na Facebooka, a jedna trzecia - na Twittera. Jak relacjonuje tytuł, w tych mediach społecznościowych pracownicy "fabryki trolli" publikowali wytworzone przez siebie treści związane przede wszystkim z konfliktami narodowościowymi w Stanach Zjednoczonych, głównie z problemami społeczności afroamerykańskiej.
Na popularyzację tych tematów przeznaczono także fundusze na reklamę w mediach społecznościowych.
Nabór poprzez ogłoszenia o pracę
"RBK" powołuje się na kilka źródeł, wśród nich byłego pracownika "fabryki trolli", który pracował w dziale prowadzącym działania skierowane do odbiorców amerykańskich.
Gazeta podaje, że od marca 2015 roku rozpoczął się nabór (poprzez ogłoszenia o pracę) osób, które z Rosji, pracując w nocy, prowadziły konta i grupy na portalach społecznościowych skierowane do amerykańskich odbiorców. Choć w czerwcu 2015 roku Facebook zablokował anglojęzyczne konta na Facebooku założone przez "fabrykę trolli", to potem wznowiła ona pracę.
"Departament amerykański" rozrósł się w 2016 roku do 80-90 osób i stanowił jedną dziesiąta całego personelu związanego z "fabryką trolli" - ocenia "RBK". Szacuje, że na płace "departament amerykański" wydał około 1 mln dolarów w ciągu roku. Grupa około 100 osób wytwarzała w ciągu tygodnia ponad tysiąc treści internetowych, które we wrześniu 2016 roku trafiły średnio do 20-30 mln odbiorców - szacuje "RBK".
Działania na Twitterze
Zadaniem około 10 pracowników były działania na Twitterze - nie chodziło przy tym o kampanię wyborczą jako taką, a o tworzenie kont i zwoływanie flash mobów, które zostaną podchwycone przez wielkie media i osobistości medialne.
"Trolle" z "wydziału amerykańskiego" publikowały jednak przede wszystkim treści dotykające palących kwestii społecznych. Źródło "RBK" zbliżone do władz "fabryki trolli" zapewnia, że nie chodziło o zadanie popierania Donalda Trumpa, ale te kwestie społeczne zbiegły się z retoryką kandydata Republikanów.
"Trolle" były powiązane z około 120 zidentyfikowanymi przez dziennikarzy "RBK" grupami i kontami tematycznymi na Facebooku, Instagramie i Twitterze. W przypadku ponad połowy kont na Twitterze "RBK" zdołała ustalić, że zostały one zarejestrowane na numery rozpoczynające się od +7 (numer kierunkowy do Rosji). Gazeta poprosiła także lingwistów o ocenę siedmiu postów - eksperci uznali, że są one pisane dobrym angielskim, niemniej występują kalki językowe z rosyjskiego.
Przeprowadzony eksperyment
Wiosną 2015 roku, według "RBK", "fabryka trolli" przeprowadziła eksperyment, zwołując na Facebooku mieszkańców Nowego Jorku, by przyszli o wyznaczonej godzinie w pewne miejsce, gdzie otrzymają darmowe hamburgery. Wydarzenie było fikcyjne, ale ludzi przychodzących w to miejsce i na próżno rozglądających się za hamburgerami pracownicy "fabryki trolli" obserwowali za pomocą kamer ulicznych. Jak mówi źródło "RBK", test wypadł pozytywnie - okazało się, że możliwe jest zdalne organizowanie zgromadzeń w amerykańskich miastach.
Media rosyjskie utrzymują, że właścicielem działającej w Petersburgu "fabryki trolli" jest biznesmen Jewgienij Prigożyn. Początkowo do zadań "fabryki" należało produkowanie treści internetowych (komentarzy, blogów) wyrażających poparcie dla władz i krytykujących opozycję.
"RBK" podaje, że dyrektorem "fabryki trolli" jest 31-letni Michaił Wurczyk, w przeszłości właściciel dwóch firm informatycznych. On sam nigdy tego oficjalnie nie potwierdził. Za szefa "departamentu amerykańskiego" "RBK" uważa urodzonego w Azerbejdżanie 27-letniego Dżejchuna Asłanowa. Gazeta powołuje się przy tym na trzy różne źródła. Asłanow zaprzeczył tym doniesieniom.
Autor: tas/adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock