Dziesięcioletni Ruben i pewna 14-latka mieli po prostu dużo szczęścia - mówią specjaliści od lotniczych katastrof. Ta dwójka cudem ocalała z dwóch różnych tragedii. Być może pomógł im brak syndromu rozbitka - czyli niewiary, że ktoś przyjdzie z pomocą.
Kiedy patrzy się na szczątki, jakie pozostały z Airbusa libijskich linii lotniczych, który w środę rozbił się w Trypolisie, trudno uwierzyć, że ktokolwiek mógł wyjść cało z tej katastrofy. A jednak. Katastrofę przeżył dziesięcioletni chłopiec.
Jednak rozmiaru szczęścia małego Holendra zmierzyć się nie da. - Te czynniki przeżycia zależą przede wszystkim od konfiguracji zderzenia, od prędkości z jaką się samolot zderza się z ziemią. To jest kwestią przypadku - mówi Wojciech Netkowski z Urzędu lotnictwa cywilnego.
Błogosławiona nieświadomość
Przypadek Rubena nie jest jednak odosobniony. Rok temu katastrofę Airbusa A310, który rozbił się u wybrzeży Komorów przeżyła też tylko jedna osoba. Czternastolatka, która dryfowała wśród szczątków samolotu i ciał ofiar wiele godzin. - Dziecko nie rozumie tego co się wydarzyło - mówi Anna Piekarska, psycholog dziecięcy. Być może ta "nieświadomość" właśnie uratowała życie tym dzieciom. Być może właśnie w ten sposób uniknęli oni syndromu rozbitka. - Osoba tracąc nadzieję umiera, wcale nie dlatego, że w jego organizmie zaszły poważne uszkodzenia, tylko dlatego, że traci on nadzieję, że ktokolwiek mu pomoże - tłumaczy doktor.
Jak pomóc szczęściu i przeżyć katastrofę? Recepty nie ma. - Wyzwolona bardzo potężna energia w jakiś sposób musi się rozładować. To los decyduje gdzie ta energia się rozładuje, czy ten kawał blachy trafi obok tętnicy, czy w nią samą - podsumowuje dr Ignacy Baumberg, koordynator ratownictwa medycznego PSP Łódź.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24