Przebywający od niedzieli na Tajwanie Dalajlama XIV modlił się za ofiary tajfunu Morakot, który zabił tam co najmniej 600 osób. Jak powiedział, jego wizyta ma "bardzo ściśle niepolityczny charakter", ale nie omieszkał napomknąć, że jest zwolennikiem demokracji.
- Nie dążymy do oddzielenia Tajwanu (od Chin - red.), ale los Tajwanu zależy od ponad 20 milionów ludzi - powiedział duchowy przywódca Tybetańczyków. - Korzystacie z demokracji i to musicie zachować. Ja osobiście jestem całkowicie oddany promocji demokracji - podsumował wypowiedź, która nie mogła spodobać się Pekinowi.
Dalajlama przewodniczył modlitwom we wsi Hsiao Lin, gdzie mieszkańcy zginęli pod lawiną błota i skał, jaka zeszła na ich domy.
Zaskakująca zgoda
Dalajlama został zaproszony na Tajwan przez przedstawicieli gmin, które ucierpiały w wyniku uderzenia tajfunu. Wizyta, którą zaaprobował prezydent Tajwanu Ma Jing-cue, potrwa do 4 września.
Pekin, oskarżający Dalajlamę o separatyzm, wyraził wcześniej "stanowczy sprzeciw" wobec jego wizyty na Tajwanie. Chiny uważają wyspę za zbuntowaną część swego terytorium.
Źródło: reuters, pap