Dziesiątki tysięcy zwolenników byłego premiera Thaksina Shinawatry ściągają od soboty do Bangkoku, aby domagać się rozpisania nowych wyborów. Protestujący zapowiadają, że jeśli ich żądania nie zostaną spełnione w ciągu doby, zorganizują w kraju masowe demonstracje.
Zgromadzeni w stolicy kraju Tajlandczycy chcą, aby rząd oddał władzę ludziom i rozwiązał parlament.
Jeden z przywódców protestu Veera Musikapong - szef Zjednoczonego Frontu na rzecz Demokracji przeciwko Dyktaturze – podkreślał, że jeśli rząd w ciągu doby, nie odpowie na postulaty, rozpoczną się zmasowane protesty paraliżujące ruch w całej stolicy.
Biedota chce powrotu swojego premiera
Shinawatra był szefem rządu w latach 2001-2006. Stracił swój urząd podczas zamachu stanu przeprowadzonego przez wojskowych w 2006 roku. Obecnie przebywa na dobrowolnym zesłaniu w Dubaju.
popiera go głównie biedota, zamieszkująca północne tereny kraju, skąd pochodzi były szef rządu.
Następca Shinawatry i obecny premier Abhisit Vejjajiva uważany jest za przedstawiciela tradycyjnych elit zamieszkujących Bangkok.
Na protesty reaguje ze spokojem i mówi, że parlamentu rozwiązać nie zamierza.
Demonstracje mają być spokojne
Obecni przywódcy strajku podkreślają, że manifestacje mogą trwać nawet kilka dni, jednak będą mieć pokojowy charakter.
W Bangkoku porządku pilnować ma 50 tysięcy funkcjonariuszy publicznych, premier podkreśla jednak, że władze nie zamierzają używać siły wobec protestujących.
Od czasu, gdy Shinawatra został usunięty z urzędu, jego zwolennicy domagają się zmian. Największa fala protestów przetoczyła się przez kraj w 2009 roku. Wówczas w wyniku starć 2 osoby zginęły, a 120 zostało rannych.
Źródło: PAP