Czy "wybudzony ze śpiączki" rzeczywiście udzielił wywiadu?

Aktualizacja:
 
Czy to Rom Houben wprowadzał na klawiaturze odpowiedzi, czy jego opiekunka Linda Wouters (z lewej)?PAP/EPA

"Krzyczałem, ale nikt mnie nie słyszał" - miał dziennikarzom powiedzieć sparaliżowany Belg, który przez 23 lata uważany był za nieprzytomnego. Zdaniem wielu naukowców, metoda za pomocą której miał to powiedzieć - a właściwie wskazać na klawiaturze palcem podtrzymywanym przez bliską osobę - nie jest wiarygodna - czytamy w serwisie Wired News.

Metoda ta zwana jest "wspomaganą komunikacją". Polega na tym, że sparaliżowana osoba wskazuje delikatnie swoim palcem podtrzymywanym przez innego człowieka punkty na specjalnej klawiaturze i tworzy w ten sposób zdania.

Tak właśnie z dziennikarzami niemieckiego "Der Spiegel" komunikować miał się Rom Houben, którego historia w ostatnich dniach obiegła świat. W 2006 roku naukowcy skanując jego mózg odkryli bowiem, że uważany za pozostającego w śpiączce od 23 lat mężczyzna jest świadomy.

Szarlataneria?

Zdaniem wielu naukowców "wspomagana komunikacja" jest nie prawdziwym sposobem porozumiewania się osób sparaliżowanym, a szarlatanerią. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku została po raz pierwszy zastosowana przez jednego z australijskich nauczycieli do komunikacji z niemymi dziećmi. Później zwrócili się ku niej niektórzy z lekarzy pracujących z osobami sparaliżowanymi. Wielu innych nie dawało jednak im wiary.

Naukowcy sprawdzający metodę w szeregu badań wskazywali, że świadomie lub nie, osoby wspomagające pacjentów pomagały im za bardzo, wypaczając przekaz. Za metodę niewiarygodną uważają ją m.in. Amerykańskie Stowarzyszenie Mentalnie i Rozwojowo Niepełnosprawnych oraz Amerykańskia Akademia Pediatrii.

"Nie miał z tym nic wspólnego"

Aktywnym przeciwnikiem "wspomaganej komunikacji" jest James Randi - iluzjonista, którego celem jest tropienie przejawów fałszywych teorii funkcjonujących w nauce. Jego fundacja oferuje nagrodę o wysokości miliona dolarów uczonym, którzy udowodnią jej skuteczność. Teraz zaprasza do udziału w tym przedsięwzięciu Roma Houbena.

Jego zdaniem, metoda "wspomaganej komunikacji" miałaby sens jedynie wtedy, kiedy wspomagający pacjentów nie mogliby spoglądać na klawiaturę ani słyszeć zadawanych pytań. - Widzimy na zdjęciach tę kobietę, która nie tylko podtrzymuje rękę i palec, ale precyzyjnie nimi kieruje patrząc wprost na klawiaturę. To ona wybiera wiadomości, wybiera je za niego. On nie ma z tym nic wspólnego - twierdzi Randi.

Przeciwny tej metodzie jest także Arthur Caplan dyrektor Centrum Bioetyki na Uniwersytecie Pensylwanii. - Leżysz w szpitalnym łóżku przez 23 lata, właściwie pozbawiony zewnętrznych bodźców, a potem nagle komunikujesz się spójnie i z sensem? Coś tu nie gra - komentuje przypadek Belga.

Zamknięty w sparaliżowanym ciele

Tym co nie jest negowane, jest natomiast wstrząsający fakt, że Rom Houben przez 23 lata był uważany za pozostającego w stanie śpiączki, choć przez cały ten czas był przytomny. - Wierzę, że jest przytomny. Pokazały to skany mózgu - skomentował James Randi.

Źródło: Wired News

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA