Wielka radość i szczęście - to emocje, które towarzyszyły uwolnieniu po ponad dwóch miesiącach z zasypanej kopalni 33 górników. Droga do tej chwili nie była jednak łatwa. Jak powiedział jeden z nich, 50-letni Yonni Barrios, górnicy tracili nadzieję, że przeżyją i przygotowywali się na powolną śmierć głodową.
- Zastanawialiśmy się cały czas, dlaczego nie zginęliśmy, dlaczego jeszcze żyliśmy - relacjonuje Barrios w rozmowie z agencją Reutera. - Wydawało się to okrutne, że byliśmy tam na dole żywi i będziemy musieli powoli umrzeć z głodu - mówi Barrios. - Straciliśmy nadzieję. Kiedy się do nas dowiercono, naprawdę czekaliśmy już na śmierć - dodaje.
"Nie było wesołych chwil"
Tam na dole nie było wesołych chwil, ponieważ jeśli się o tym pomyślało, nawet mimo że zaczęto kopać i przewiercono do nas szyb, wciąż nie byliśmy jeszcze uratowani. Jestem realistą i uważam, że jedyny szczęśliwy moment, to kiedy dotarliśmy na powierzchnię Yonni Barrios
Na dnie kopalni emocje były bardzo silne. Górnicy spierali się, jak długo potrwa, zanim ratownicy do nich dotrą.
- Dochodziło do sporów, co jest normalne, jednak nigdy nie doszło do rękoczynów, ponieważ bardzo tego pilnowaliśmy, ponieważ gdyby do tego doszło, zaszkodziłoby to dynamice grupy - przekonywał. Dodał, że nie poczuł ulgi, dopóki nie wyszedł na powierzchnię.
- Tam na dole nie było wesołych chwil, ponieważ jeśli się o tym pomyślało, nawet mimo że zaczęto kopać i przewiercono do nas szyb, wciąż nie byliśmy jeszcze uratowani. Jestem realistą i uważam, że jedyny szczęśliwy moment, to kiedy dotarliśmy na powierzchnię - przekonuje. I dodaje: - Ostatecznie zostałem uratowany, ale w czasie, gdy byłem pod ziemią, a nawet w czasie, gdy byłem wyciągany w kapsule, wciąż jeszcze nie byłem uratowany - dodał.
Ofiara żartów
Pod ziemią Barrios został wybrany na medyka. Do jego obowiązków należało robienie zastrzyków i pobieranie krwi do badań. Stał się też obiektem żartów, ponieważ wiadomo było, że ma żonę, z którą żyje w separacji, i przyjaciółkę, z którą mieszka na biednych przedmieściach górniczego miasta Copiapo od ponad 10 lat. Podczas oczekiwania na ratunek obie kobiety przychodziły pod bramę kopalni.
Źródło: PAP