Jeszcze niedawno zażarcie ze sobą rywalizowali, ale teraz współpracują. Czy na pewno? Amerykańska prasa spekuluje, że prezydent Barack Obama stara się odsunąć sekretarz stanu Hillary Clinton na boczny tor. Z powodzeniem.
Jak pisze czwartkowy "New York Times", niedawno główny doradca Departamentu Stanu ds. Iranu, Dennis Ross, został przeniesiony do Białego Domu, a kandydat Clinton na szefa amerykańskiej Agencji ds. Pomocy Zagranicznej (AID) wciąż nie jest zatwierdzony.
Szefowej amerykańskiej dyplomacji nie udało się też przeforsować kilku kandydatów na ambasadorów, m.in. na tak ważną placówkę jak w Japonii. Biały Dom nie zgodził się także na zatrudnienie w Departamencie Stanu dobrego znajomego pani Clinton i jej męża, byłego prezydenta, dziennikarza Sidney'a Blumenthala.
- Wobec faktu, że Biały Dom skłania się ku centralizacji polityki zagranicznej, pani Clinton broni swoich prerogatyw jako wpływowego, ale lojalnego, członka zespołu prezydenta - podsumowuje "New York Times".
Także telewizja MSNBNC donosi o spekulacjach, że Clinton została zepchnięta na drugi plan, a "Washington Post" potwierdza, że w administracji Obamy jego doradcy w Białym Domu zyskali ogromną władzę i dominują nad Departamentem Stanu.
Wczoraj przeciwnicy, dziś sojusznicy. A jutro?
Obama i Clinton byli rywalami w walce o demokratyczną nominację kandydata na prezydenta w ubiegłorocznych wyborach. Kiedy była Pierwsza Dama została mianowana sekretarzem stanu dziwiono się, że Obama wybrał polityka o tak silnej pozycji i charakterze.
W kampanii wyborczej Clinton prezentowała twardsze stanowisko w wielu sprawach, krytykując np. zapowiedzi Obamy, że będzie bezpośrednio rozmawiał z Iranem. Teraz jednak trzyma się linii administracji wytyczonej przez prezydenta.
Nie jest zatem jasne czy obecna rywalizacja między nimi - jak twierdzą media - ma jakiekolwiek merytoryczne podłoże, w postaci różnicy zdań w kwestiach polityki zagranicznej, czy też jest sporem ambicjonalnym.
Źródło: PAP