Brytyjskie gazety nie zostawiają suchej nitki na młodych ludziach, którzy w poniedziałek wieczorem wyszli na ulice Londynu, Birmingham i Liverpoolu, by podpalać, rabować i niszczyć. "Chuligani rządzą", "Zażarci kretyni", "Anarchia w Zjednoczonym Królestwie" - krzyczą nagłówki dzienników. Dostało się też policji, która nie potrafiła opanować zamieszek.
Każda duża gazeta w Wielkiej Brytanii poświęca całą swoją stronę tytułową największym od dziesięcioleci rozróbom w kraju. "Tłum rządzi", "Bitwa o Londyn", "Tłum rządzi. Policja oddaje ulice" - piszą opiniotwórcze gazety.
Tabloidy mówią o "anarchii w Zjednoczonym Królestwie". Do gry słów ucieka "Daily Express", który na pierwszej stronie pisze "Flaming morons", co można przetłumaczyć jako "zażarci kretyni", bardziej dosłownie "płomienni kretyni" lub korzystając z mowy potocznej jako "Cholerni kretyni".
Wybuch w sobotę
Zamieszki w Londynie zaczęły się w sobotę wieczorem po zastrzeleniu podczas próby zatrzymania 29-letniego mężczyzny. Dzielnica Tottenham, w której było ognisko konfliktu szybko zamieniła się w pole regularnej bitwy. Mieszkańcy pozamykali się w domach, po ulicach biegali młodzi ludzie podpalając samochody i okradając sklepy. Tłum atakował też policjantów próbujących ich powstrzymać - 26 funkcjonariuszy zostało rannych. Dzielnica przez kilka godzin była odcięta od świata.
W niedzielę niepokoje trwały, ale prawdziwa eskalacja przyszła w poniedziałek. Rozruchy zaczęły się popołudniu i ciągle ogarniały nowe dzielnice w różnych częściach miasta. Podpalano domy, samochody, kosze na śmiecie. Nastolatki okradały sklepy z elektroniką, ubraniami, asortymentem sportowym i alkoholem. Tłum atakował policję i zwykłych przechodniów. Zamieszki wybuchły m.in. w spokojnych dotychczas rejonach jak Woolwich, Ealing, czy Clapham Junction, w której znajduje się bardzo ważne skrzyżowanie kolejowe. Zamieszki trwały praktycznie całą noc.
Jak podała nad ranem policja w Londynie, aresztowano 334 osoby, a 69 ukarano w związku z zamieszkami. Jeszcze nie ma informacji o liczbie osób rannych czy szacunkowych kosztach zniszczeń.
Nie tylko Londyn
Podobne rozruchy, tylko na mniejszą skalę miały miejsce w Birmingham, gdzie aresztowano ponad 30 osób, i w Liverpoolu.
W związku z rozruchami premier David Cameron przerwał urlop w Toskanii i w nocy przyleciał do Wielkiej Brytanii. We wtorek rano ma przewodniczyć posiedzeniu sztabu kryzysowego. Swoje wakacje skrócili też minister spraw wewnętrznych Theresa May i burmistrz Londynu Boris Johnson.
Źródło: Sky News, tvn24.pl, BBC