Michaił Chodorkowski - były oligarcha, obecnie rosyjski więzień polityczny numer jeden - odpowiada na pytania słynnego autora kryminałów. - Żałuję, że nie uciekłem z Rosji, ale nie mógłbym inaczej żyć - mówi. Za wywiad z Borysem Akuninem, który przedrukowuje "Dziennik", ponownie trafił do izolatki.
To nie był zwykły wywiad. Rozmowa odbyła się za pośrednictwem adwokatów Chodorkowskiego, którzy wozili pytania pisarza do kolonii karnej na Syberii kilka tysięcy kilometrów od Moskwy, a odpowiedzi więźnia - z powrotem do stolicy. Trwało to w sumie kilka miesięcy.
Pytany, czym naraził się Władimirowi Putinowi, Chodorkowski odparł: - Prawdopodobnie na początku władza chciała mieć po prostu haki na wpływowe grupy biznesowe, ale później pojawiły się plany radykalniejsze. Wszystko się zmieniło w 2003 roku. Można przypuszczać, dlaczego - z powodu zbliżających się wyborów lub wskutek strategii informacyjnej, jaką wobec prezydenta realizowała bliska mu frakcja siłowa. Kurs zmienił się gwałtownie, bez zapowiedzi - dodał.
Od szefa Jukosu do więźnia na Syberii
Według niego, władzom nie podobały się jego próby walki z korupcją i nadania ram prawnych biznesowi. - Zrozumiałem, że bez wsparcia politycznego z samej góry nic się nie da zrobić. Zdecydowaliśmy kwestię korupcji poruszyć u prezydenta. Spotkanie było dość burzliwe. Krótko potem, w marcu, przyszedł atak - relacjonuje były szef Jukosu.
W październiku 2003 roku stało się jasne, że przegraliśmy tę rundę. Nie doceniliśmy oczywiście rozmiarów i metod zemsty przeciwników. Nikt nie przypuszczał, że firma zostanie zniszczona, że system sądowniczy zostanie całkowicie zduszony, zdławione niezależne media. Wszystko to było dość trudne do wyobrażenia. Ale to, że sam trafię do więzienia, że odbiorą mi firmę, to już wtedy rozumiałem Chodorkowski Akuninowi
W 2003 roku Chodorkowski zaczął angażować się w projekty demokratyzacji kraju i zapowiedział, że w 2008 r. odejdzie z biznesu i zajmie się polityką. Kreml potraktował to jako zagrożenie. Pięć lat temu aresztowano byłego szefa Jukosu, wówczas właściciela 8-miliardowej fortuny, a trzy lata temu skazano go za nadużycia finansowe na osiem lat kolonii karnej w Krasnokamieńsku.
"Nie doceniliśmy rozmiarów i metod przeciwników"
- W październiku 2003 roku stało się jasne, że przegraliśmy tę rundę. Nie doceniliśmy oczywiście rozmiarów i metod zemsty przeciwników. Nikt nie przypuszczał, że firma zostanie zniszczona, że system sądowniczy zostanie całkowicie zduszony, zdławione niezależne media. Wszystko to było dość trudne do wyobrażenia. Ale to, że sam trafię do więzienia, że odbiorą mi firmę, to już wtedy rozumiałem - przyznał były szef Jukosu.
Pytany, czy nie żałuje, że - jak część rosyjskich oligarchów - nie uciekł w porę za granicę - odparł: - To jak schizofrenia. Połowa mnie żałowała już wtedy, kiedy wyjeżdżałem, że będę musiał wrócić, i żałuję tego każdego dnia spędzonego z dala od rodziny, od domu - przyznaje Chodorkowski. - A druga połowa ma poczucie obowiązku, myśli w kategoriach przyzwoitości i zdrady, i nie daje spokoju. Postąpić wbrew sobie pewnie bym i mógł, ale jak potem żyć - nie wiem. Tak więc są dwie szczere odpowiedzi. Tak, żałuję codziennie. Nie, nie żałuję, bo gdybym wyjechał, nie mógłbym żyć - dodał.
"Więzienie czyni człowieka wolnym"
Chodorkowski dziękuje też rodzinie i przyjaciołom za wsparcie i zrozumienie. - Prosiłem żonę: "Może wyjedź, żeby nie kusić losu?". Powiedziała "nie". A rodzice? Dla nich honor zawsze był droższy od życia. Swojego z pewnością, a możliwe, że i mojego. Więc tu wątpliwości nie było - zapewnia.
O kolonii karnej, w której odbywa wyrok, wiele nie mówi. - Pięć lat więzienia to także nieustanne przeprowadzki, liczne ograniczenia. Niewiele da się z sobą wziąć. Żal zostawiać książki, których trochę się nazbierało, tracić zapiski. Ale tak naprawdę one są ze mną, w głowie. Reszta to głupstwo. W tym sensie więzienie czyni człowieka wolnym - podsumowuje.
kaw/iga
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24