W 1860 r. zrabowali je z Pekinu Francuzi i Anglicy, teraz wystawiono je na aukcji jako część kolekcji dyktatora mody Yves'a Saint Laurenta. Chińczycy domagają się jednak zwrotu brązowych podobizn królika i szczura.
Chińskie zabytki poszły pod młotek w paryskim domu aukcyjnym Christie's za ponad 31 mln dolarów i na tym zwyczajnie cała sprawa by się zakończyła, gdyby nie protesty z Chin.
Królik zrabowany
Pekin domaga się zwrotu rzeźb zrabowanych w połowie XIX wieku z cesarskiego pałacu w stolicy, argumentując, że dzieła sztuki powinny wrócić do swojej ojczyzny na mocy prawa międzynarodowego. Christie's jednak nie uważa, że złamało prawo.
Takie stanowisko wywołało irytację w Chinach. Urzędnicy odpowiedzialni za ochronę dziedzictwa narodowego uważają, że działania domu aukcyjnego "ranią kulturalne prawa i narodowe uczucia narodu chińskiego".
W oświadczeniu Pekin zagroził Christie's konsekwencjami, nie podając jednak szczegółów. Dom aukcyjny może jednak liczyć, że jego chińskie przedstawicielstwo będzie pod czujnym zainteresowaniem władz.
Wspomnienie o zachodnich łupieżcach
Oburzenie zawrzało też w chińskich mediach, a dotknęło Francuzów, którzy zorganizowali aukcję. Dziennikarze i chińscy internauci są zirytowani faktem, że Francja "znów wpędza Chiny w kłopoty". Stosunki Paryż-Pekin ucierpiały w zeszłym roku wskutek m.in. paryskich protestów podczas drogi znicza olimpijskiego czy też przez spotkanie prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego z dalajlamą.
Na forach internetowych pojawiają się jednak również inne komentarze: "Zostawmy te pamiątki za granicami, tak żeby przypominały nam, Chińczykom o upokorzeniu i nieczystym sumieniu zachodnich łupieżców".
Źródło: Reuters