Malezję oskarżają o bałagan i nędzną komunikację, dla Chin to okazja do pochwalenia się potencjałem militarnym, z kolei inne państwa regionu prześcigają się w publikowaniu zdjęć satelitarnych i nowinek związanych z lotem MH370. Poszukiwania zaginionego boeinga Malaysia Airlines trwają już trzy tygodnie, włączyło się w nie ponad 20 państw. Przy okazji obudziły się narodowe demony. Coraz częściej od tego, czy wrak zostanie znaleziony, ważniejsze zdaje się być, kto tego dokona.
Boeing Malaysia Airlines zniknął z radarów 8 marca, mniej niż godzinę po starcie z lotniska w stolicy Malezji, Kuala Lumpur. Samolot leciał do Pekinu.
W akcję szukania samolotu jak dotychczas włączyło się ponad 20 państw, które wysłały w region 60 samolotów i okręty. Jak pisze Reuters, poszukiwania uwydatniły narastające w regionie napięcia. Wzrost znaczenia Chin napędza wyścig zbrojeń. Kilka krajów, w tym: Chiny, Malezja, Indonezja, Filipiny toczą spory o terytorium, walczą o kontrolę nad szlakami morskimi i rybołówstwem.
Powieść szpiegowska z dramatem w tle
Początkowo rządy niechętnie dzieliły się wrażliwymi danymi, by potem rozdawać je na prawo i lewo. Ścigały się w organizowaniu konferencji prasowych, publikowaniu nowych zdjęć satelitarnych nawet wtedy, gdy na pierwszy rzut oka raczej nie miały związku z zaginionym boeingiem.
- To wszystko zamienia się w powieść szpiegowską - powiedział Reutersowi deputowany z jednego z państw południowo-wschodniej Azji. Zauważył, że nic tak nie przyciągało uwagi, jak informacje o technologiach, o których rywalizujące ze sobą państwa wcześniej milczały.
Bałagan, chaos, rywalizacja
Stany Zjednoczone nie zaangażowały się w poszukiwania, więc nie było lidera, który koordynowałby poszukiwania. Eksperci twierdzą, że zanim taką rolę przejęła Australia, poszukiwania na Oceanie Indyjskim przebiegały chaotycznie. Panował bałagan.
- Regionalne struktury bezpieczeństwa czują wyraźną potrzebę do bycia kilka kroków przed innymi - powiedział Michael Harwood, emerytowany pilot Królewskich Sił Powietrznych i były brytyjski attache ds. obrony w Waszyngtonie.
Dodał, że poszukiwania boeinga stały się narodowym "testem na męskość" i rozbudziły żądzę rywalizacji. Niektóre rządy otwarcie rywalizują ze sobą w ogłaszaniu "ważnych informacji" i zdjęć satelitarnych mogących mieć jakikolwiek związek z katastrofą.
Gra w pokera
16 marca władze Malezji na spotkaniu z ambasadorami oficjalnie poprosiły o pomoc w poszukiwaniu zaginionego samolotu. W reakcji niektóre państwa poprosiły o oficjalny wniosek w formie pisemnej, co wymusiło lawinę not dyplomatycznych i spotkań na wysokim szczeblu.
- Przemieniło się to w partyjkę pokera, w którym Malezja kładzie karty na stole, ale nie może zmusić innych do pokazania swoich - powiedziała w rozmowie z Reutersem osoba zaangażowana w rozmowy.
Pekin gra na siebie
W tym samym czasie Pekin gra we własną grę. Zdolność Chin do rozmieszczenia sił w różnych obszarach w wielu regionach była uderzająca.
- Chiny włączyły się w to, bo tak robią wielkie mocarstwa, a także z powodu politycznych oczekiwań - powiedział były oficer wojskowy z jednego z państw Zachodu. - Z jakim skutkiem to zrobią, dowiedzą się tylko Stany Zjednoczone dzięki podsłuchom i wywiadowi. Czas pokaże.
Były pilot pracujący dla ekip poszukiwawczych Christopher Harmer zwraca uwagę na jeszcze coś innego. - Dekadę temu Chiny w ogóle nie byłyby w grze - powiedział. - To pokazuje, jaki postęp zrobiły. Znacznie, znacznie szybciej niż większość ludzi oczekiwała.
Autor: pk/tr / Źródło: Reuters