Załoga nadzorująca zdalnie z USA lot bezzałogowego samolotu nad Afganistanem celowo wbiła go w górę. Dron MQ-1B Predator warty niemal cztery mln dolarów uległ całkowitemu zniszczeniu. Maszyna i tak nie mogłaby wrócić do bazy.
Opublikowana przez wojsko informacja o wypadku jest związana z zakończeniem dochodzenia, które prowadzono od kwietnia tego roku. Śledczy badali, czy nie doszło do błędów i czy maszyna warta niemałą sumę pieniędzy podatników mogła zostać uratowana.
Kontrolowana katastrofa
W momencie rozbicia dron był pod kontrolą pilotów z Springfield Air National Guard Base na terenie USA. Maszyna uzbrojona w dwie rakiety powietrze-ziemia Hellfire patrolowała odludny fragment Afganistanu, wypatrując śladów ewentualnej aktywności rebeliantów.
W pewnym momencie systemy drona zaalarmowały bazę, że doszło do awarii silnika i przestał prawidłowo działać system zapłonu. - Po sprawdzeniu wszelkich możliwych rozwiązań, załoga uznała, że nie ma szans na powrót do bazy - opisali śledczy USAF. Katastrofa maszyny stała się nieunikniona.
Pomni problemów wywołanych w przeszłości przez uszkodzone drony, spadające na wrogie terytorium (w przeszłości talibowie chwalili się zdobyciem części maszyn, a Iran zdobył niemal kompletnego tajnego drona zwiadowczego), piloci skierowali swoją maszynę na najbliższą górę. Szybujący Predator został celowo, z dużą siłą wbity w górskie zbocze.
Posprzątali
Pomimo starań załogi, samolot nie chciał się dostatecznie zniszczyć i na miejsce katastrofy trzeba było wysłać specjalny oddział, który zebrał niezniszczone, a tajne i cenne części. Resztę szczątków wysadzono. Jak podaje wojsko, była to pierwsza strata MQ-1 Predator kontrolowanego z bazy w Springfield. Tamtejsi piloci przesiedli się z F-16 na roboty rok temu. Całe siły zbrojne USA natomiast straciły już w latach 2000-2011 łącznie 65 Predatorów.
Autor: mk//kdj/k / Źródło: springfieldnewssun.com
Źródło zdjęcia głównego: USAF