Ostra amunicja i krew na ulicach. "Nigdy nie uklękniemy przed wojskowym butem"

Źródło:
Reuters

Birmańska policja w niedzielę po raz kolejny otworzyła ogień do protestujących przeciwko wojskowemu przewrotowi w Mjanmie (Birmie). W różnych miastach zginęło łącznie co najmniej siedem osób - podaje Reuters. Jak zwraca uwagę agencja, to najkrwawszy dzień od początku masowych demonstracji, które trwają już czwarty tydzień.

Mjanma pogrążyła się w chaosie od czasu przejęcia władzy na początku lutego przez armię i zatrzymania demokratycznie wybranej przywódczyni kraju Aung San Suu Kyi oraz większości liderów jej partii. Wojskowi twierdzili, że przeprowadzone w listopadzie wybory, które ugrupowanie wygrało miażdżącą większością głosów, zostały sfałszowane.  

Zamach stanu, który po blisko 50 latach rządów wojskowych podkopał niepewne kroki Mjanmy w kierunku demokracji, wyprowadził na ulice birmańskich miast setki tysięcy ludzi. Przewrót spotykał się także z potępieniem ze strony państw zachodnich.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

"Nigdy nie uklękniemy przed wojskowym butem"

Podczas niedzielnego protestu w Rangunie, największym mieście Mjanmy, policja po raz kolejny w ostatnich dniach odpowiedziała siłą. Najpierw w ruch poszły granaty ogłuszające i gaz łzawiący. Gdy tłumu manifestantów nie udało się rozproszyć, funkcjonariusze użyli ostrej amunicji.

Jak podała agencja Reutera, jeden z demonstrantów trafił do szpitala z raną postrzałową, ale wkrótce zmarł. Później pojawiły się informacje o drugiej ofierze śmiertelnej - kobiecie, biorącej udział w strajku nauczycieli w Rangunie, który został rozpędzony przez policję. Przyczyną śmierci był prawdopodobnie zawał serca - podaje Reuters. 

Nie wiadomo, ile osób zostało rannych.

Jak relacjonowali świadkowie, na chodnikach widać było ślady krwi. Ale przemoc ze strony funkcjonariuszy nie wystraszyła manifestantów, którzy kontynuowali protest. Część maszerowała, inni ustawiali barykady. - Jeśli nas popchną, powstaniemy. Jeśli nas zaatakują, będziemy się bronić. Nigdy nie uklękniemy przed wojskowym butem - powiedział agencji Reutera jeden z uczestników demonstracji.

Tego samego dnia policja otworzyła ogień podczas protestów w mieście Dawei na południu kraju. Zginęły tam trzy osoby, a kilka zostało rannych - podaje Reuters. Tymczasem miejscowa prasa informuje o kilkunastu rannych. Policja próbowała stłumić także dużą manifestację w drugim największym mieście kraju - Mandalaj oraz w położonym na północnym wschodzie Mjanmy mieście Lasho. Jak podają miejscowe media, w starciach z policją w Mandalaj zginęły dwie osoby.

Dzień wcześniej w całym kraju także odbywały się protesty. Tego dnia w Munywie na zachodzie Mjanmy policja zastrzeliła kobietę. Jak podaje agencja Reutera, zatrzymano ponad 470 osób. Na razie nie wiadomo, ile osób zatrzymano w niedzielę. 

"Próbują zaszczepić w nas strach"

Choć przywódca junty generał Min Aung Hlaing zapewniał w zeszłym tygodniu, że władze stosują minimalną siłę wobec protestujących, od początku niepokojów zginęło już kilka osób. Armia przekazała, że życie stracił także jeden z policjantów.

Brutalne tłumienie protestów wydaje się być wyrazem determinacji wojska do narzucenia swojej władzy w obliczu powszechnego buntu, nie tylko na ulicach, ale także w takich obszarach jak służba cywilna, administracja miejska, sądownictwo, sektor edukacji i zdrowia, czy mediach - ocenia agencja Reutera.

- To oczywiste, że próbują zaszczepić w nas strach, zmuszając nas do ucieczki i ukrywania się. Nie możemy tego zaakceptować - powiedziała birmańska aktywistka Esther Ze Naw. Jak mówiła, Birmańczycy są zmęczeni lękiem, z którym żyli pod rządami wojskowymi przez ponad pół wieku. 

Przewrót wojskowy w Mjanmie

Listopadowe wybory parlamentarne wygrała laureatka Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi i jej Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD). Wojsko twierdzi jednak, że w czasie głosowania dochodziło do oszustw, mimo że państwowa komisja wyborcza nie wykryła nieprawidłowości. Armia ogłosiła stan wyjątkowy na okres roku i zapowiedziała nowe wybory, choć nie podała konkretnej daty.

Demonstranci domagają się przywrócenia obalonego rządu i uwolnienia Aung San Suu Kyi, aresztowanej przez wojsko i oskarżonej o nielegalne posiadanie krótkofalówek. Obecne protesty są największymi w Mjanmie od 2007 roku, gdy wspierana przez buddyjskich mnichów szafranowa rewolucja zapoczątkowała proces stopniowego rozluźniania wojskowej dyktatury i przekazywania władzy cywilnym rządom

Autorka/Autor:momo/kg

Źródło: Reuters