Szef berlińskiej policji oskarża władze niemieckiej stolicy, że nie robią nic by walczyć ze wzrastającym lewicowym ektremizmem w mieście. W nocy z soboty na niedzielę policja zatrzymała 102 osoby podczas próby zajęcia przez grupy lewaków i anarchistów terenu zamkniętego lotniska Tempelhof.
Demonstranci, którzy zapowiedzieli wcześniej swoją akcję, bezskutecznie próbowali wedrzeć się przez ogrodzenie na teren historycznego lotniska, żądając udostępnienia areału mieszkańcom miasta. Policja ściągnęła 1,8 tys. funkcjonariuszy - wezwano posiłki z Bawarii, Saksonii i Badenii-Wirtembergii. Teren Tempelhof był patrolowany przez śmigłowiec.
Po początkowej spokojnej akcji, późnym popołudniem w sobotę doszło do starć. W kierunku funkcjonariuszy posypały się kamienie, policja odpowiedziała gazem łzawiącym. 21 policjantów zostało rannych.
W obronie historycznego lotniska
Inicjatywa "Squat Tempelhof" poinformowała w niedzielę, że w sobotniej akcji wzięło udział 5 tys. osób. Władze oszacowały liczbę uczestników protestu na ponad 1 tys.
Obejmujące 250 hektarów i istniejące od 1923 lotnisko Tempelhof zostało zamknięte 30 października zeszłego roku w związku z budową nowego międzynarodowego portu lotniczego Berlin-Brandenburg International.
Decyzja władz wywołała wiele protestów, gdyż Tempelhof ma symboliczne znaczenie dla wielu mieszkańców Berlina, szczególnie jego zachodniej części. Nazwany kiedyś "matką wszystkich lotnisk" Tempelhof był jednym z trzech miejsc, w których lądowały alianckie samoloty transportowe, zaopatrujące mostem powietrznym zachodnie sektory Berlina podczas radzieckiej blokady połączeń lądowych w latach 1948-49.
Władze mało zaangażowane
W związku z zamieszkami szef prezydium berlińskiej policji Dieter Glietsch skrytykował rządzącą w Berlinie koalicję socjaldemokratycznej SPD i Lewicy za brak zaangażowania w walce z lewicowym ekstremizmem. - Nie można zostawiać tego jedynie policji - ocenił w radiu RBB.
Już po 1 maja tego roku, kiedy to w Berlinie doszło do najpoważniejszych od lat zamieszek, Glietsch ostrzegał przed rosnącą siłą lewackiego środowiska w stolicy Niemiec, a niemal każdej nocy w Berlinie, szczególnie we wschodnich dzielnicach Prenzlauer Berg i Friedrichshein, płoną luksusowe samochody, o co obwiniane są lewackie grupy.
Źródło: PAP