Samolot, który rozbił się w Buffalo 12 lutego, leciał na autopilocie, a to było sprzeczne z procedurami linii lotniczej - poinformowali amerykańscy urzędnicy. W katastrofie zginęło 50 osób.
Steve Chealander z Krajowego Urzędu Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) powiedział, że linie Colgan Air zalecają pilotom niekorzystanie z pilota automatycznego w warunkach, w których może wystąpić oblodzenie. W przypadku, gdy oblodzenie się pojawi, wyłączenie pilota automatycznego jest obowiązkowe.
Tuż przed katastrofą pilot samolotu Colgan Air informował o "znacznym" oblodzeniu skrzydeł i przedniej szyby kokpitu. Według Chealandera z wstępnych ustaleń wynika, że autopilot był włączony w chwili, kiedy samolot się rozbił.
Uderzył w dom
Samolot linii Colgan Air rozbił się w czwartek około godziny 22.10 czasu lokalnego (godz. 4.10 w piątek czasu polskiego) w Clarence, około 30 kilometrów na północny wschód od Buffalo, uderzając w dom. Zginęło wszystkich 49 ludzi na pokładzie i jedna osoba w budynku.
Amerykańska Federalna Administracja Lotnicza (FAA) podała, że do katastrofy doszło około 10 km od lotniska w Buffalo. Maszyna leciała z Newark w stanie New Jersey do Buffalo. Kanadyjska firma Bombardier potwierdziła, że rozbita maszyna to 74-miejscowy samolot Dash 8 Bombardier Q400.
W piątek odnaleziono dwie czarne skrzynki samolotu. Jedna z czarnych skrzynek zawiera zapis rozmów pilota z wieżą kontrolną, a druga parametry lotu. Nie wiadomo, ile czasu zajmie ich dokładna analiza.
Źródło: PAP