Arctic Sea najprawdopodobniej nielegalnie przewoził broń - uważają eksperci z Unii Europejskiej i Rosji. Frachtowiec, który przepadł na kilkanaście dni, odnalazł się dwa dni temu u wybrzeży Wysp Zielonego Przylądka.
Tę "dziwną historię" statku z ładunkiem drewna można wytłumaczyć tylko nielegalnym handlem bronią - powiedział estoński admirał Tarmo Kouts, zajmujący się w strukturach UE problematyką piractwa, tallińskiej gazecie "Postimees". Zdaniem admirała transporty drewna najlepiej nadają się do przemytu broni, bo pod pniami najłatwiej jest ukryć np. pociski rakietowe.
Załoga mogła nie wiedzieć
Podobnego zdania jest szef biura prognoz przy rosyjskim resorcie obrony pułkownik Anatolij Cyganok. Stwierdził on, że teza o transporcie wojskowym jest prawdopodobna. - Myślę, że chodzi o materiały zbrojeniowe - jego słowa cytuje moskiewski dziennik "Gazieta".
Pułkownik podejrzewa również, że załoga Arctic Sea mogła nic nie wiedzieć o "dodatkowym" ładunku.
Wiedzieli, nie powiedzieli
Sprawa frachtowca Arctic Sea jest niezwykle tajemnicza.
Pływająca pod banderą maltańską jednostka zaginęła przed ponad dwoma tygodniami na wodach europejskich. Na jego pokładzie znajdowała się 15-osobowa rosyjska załoga. Arctic Sea przewoził ładunek fińskiego drewna o wartości 1,3 mln euro. W ostatni poniedziałek frachtowiec został odnaleziony.
Jednak tak naprawdę frachtowiec nigdy nie zaginął, bo jego trasa była bacznie śledzona przez komisję ds. bezpieczeństwa morskiego, w której skład weszli przedstawiciele Szwecji, Finlandii i Malty.
Maltańskie władze tłumaczą, że nie chciały ujawniać, gdzie znajduje się statek, by nie narażać życia ludzi.
Źródło: PAP