Arabskie rewolucje oślepiły CIA na Bliskim Wschodzie


To, co z zadowoleniem przyjmują zachodni politycy, podległe im służby specjalne przyprawia o wielki ból głowy. Demokratyczne rewolucje w Egipcie, Tunezji, Libii i paru innych krajach regionu zdziesiątkowały siatki informatorów amerykańskiego wywiadu. Anonimowi pracownicy CIA i eksperci ostrzegają, że sukces, jakim było zabicie bin Ladena, przysłania klęskę, jaką jest załamanie się antyterrorystycznych działań operacyjnych na Bliskim Wschodzie.

Agenci CIA i innych służb mają teraz ogromne problemy ze zbieraniem informacji w świecie islamu.

W artykule opublikowanym w "Newsweeku" Christopher Dickey przekonuje, że zmiany polityczne na Bliskim Wschodzie spowodowały, iż specjaliści od walki z terroryzmem już zatęsknili za czasami, "kiedy kryminalni tyrani, choć obrzydliwi, byli przynajmniej przewidywalni". Pewien anonimowy oficer wywiadu określa wręcz świętowanie demokracji w świecie arabskim jako "zwykłą bzdurę" i już wieści nadciągającą "katastrofę" w regionie.

Budowane przez dekady, runęło w parę miesięcy

Trudno dziwić się amerykańskiemu wywiadowi. Jego agenci zbudowali w bardzo trudnych warunkach sieć informatorów w świecie arabskim, którą pielęgnowali od końca lat 60-tych. Teraz na ich oczach ta budowla się sypie. Ci informatorzy, którzy na ogół zajmowali wysokie stanowiska rządowe w świeckich dyktaturach arabskich "odeszli, albo odchodzą" - mówi Christopher Boucek z Carnegie Endowment for International Peace.

Dobrym przykładem jest sprawa Mosussy Koussy, ministra spraw zagranicznych Libii, a wcześniej wieloletniego (1994-2009) szefa agencji bezpieczeństwa Muchabarat. Kiedy zbiegł do Londynu w marcu tego roku, pozbawił USA i Brytyjczyków jednego z najwartościowszych kanałów informacji w Afryce Północnej. Podobne historie mają miejsce w Egipcie, Tunezji i Jemenie, gdzie amerykańskiemu wywiadowi zmiany reżimów dziesiątkują siatki informatorów.

Nauczka na przyszłość

W efekcie mamy dziś w tym regionie do czynienia z chaosem i dezorientacją w kręgach wywiadowczych zajmujących się ściganiem Al-Kaidy.

Służby amerykańskie mają poważnie ograniczone możliwości pracy operacyjnej w takich krajach, jak Jemen. Wcześniej, dzięki współpracy lokalnych służb, udawało się umieszczać w lokalnych komórkach Al-Kaidy informatorów.

Eksperci wskazują, że wywiad USA płaci dziś wysoką cenę za strategiczny błąd, jakim było wyłączne oparcie się na informacjach płynących z kręgów reżimowych.

Prof. Edward Walker, były doradca sekretarza stanu ds. bliskowschodnich, krytykuje amerykańską społeczność wywiadowczą: - Kiedy jesteś totalnie zależny od lokalnych służb specjalnych, masz tendencję do ich ochrony i w efekcie nie widzisz tego, czego nie widzą również te reżimy.

Tym można zapewne tłumaczyć zaskoczenie światowych wywiadów sukcesem rewolucji w Tunezji i Egipcie, wybuchem walk w Libii i Jemenie.

Źródło: newsweek.com