Apel o  2-godzinne przerwy w walkach

Aktualizacja:

Syryjskie siły bezpieczeństwa zabiły we wtorek w mieście Hims oraz w miastach i wioskach prowincji Idlib przy granicy z Turcją co najmniej 100 osób - twierdzą lokalne źródła opozycyjne. Międzynarodowy Czerwony Krzyż (MCK) zaapelował o codzienne przerwy w walkach, aby niezbędna pomoc mogła dotrzeć do potrzebujących. Waszyngton oświadczył, że nadal opowiada się za rozwiązaniem politycznym, ale nie wyklucza innych opcji.

Według opozycji, wśród ofiar śmiertelnych jest dziesięcioro dzieci i trzy kobiety.

- Obecna sytuacja wymaga natychmiastowego podjęcia decyzji umożliwiającej wprowadzenie humanitarnej przerwy w walkach - oświadczył w opublikowanym komunikacie Jakob Kellenberger, przewodniczący MCK. Zaapelował on do władz syryjskich, a także do pozostałych stron konfliktu, o "codzienne przerwy w walkach trwające co najmniej 2 godziny".

Kellenberger dodał, że w Hims i innych rejonach objętych walkami "całe rodziny przez wiele dni nie mogą kupić chleba i innej żywności, a także wody i lekarstw".

"Nie wykluczamy dodatkowych posunięć"

Apel MCK poparł Biały Dom, którego rzecznik Jay Carney oświadczył, że Stany Zjednoczone nadal opowiadają się za politycznym rozwiązaniem konfliktu i "nie chcą podejmować działań, które przyczynią się do dalszej militaryzacji Syrii". - Nie wykluczamy jednak dodatkowych posunięć - dodał. Podobne oświadczenie złożyła rzeczniczka Departamentu Stanu Victoria Nuland.

Ani Carney ani Nuland nie chcieli sprecyzować na czym "dodatkowe posunięcia" miałyby polegać. Zdaniem Reutera, dali oni w ten sposób do zrozumienia, że USA nie wykluczają wysłania broni syryjskim rebeliantom.

Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun oświadczył we wtorek, że poszukuje odpowiedniego kandydata na stanowisko koordynatora ds. humanitarnych w Syrii, który mógłby również zająć się poszukiwaniem możliwości politycznego rozwiązania konfliktu.

Rok walki z reżimem Asada

Mija blisko rok, od kiedy w Syrii rozpoczęły się demonstracje przeciwko reżimowi prezydenta Asada. Początkowo pokojowe wystąpienia, brutalnie tłumione przez władze, przerodziły się w opór zbrojny. Przeciwko Asadowi zwrócili się dezerterzy z armii, którzy utworzyli Wolną Armię Syryjską, walczącą z siłami rządowymi.

Według obrońców praw człowieka, konflikt pochłonął już około 7 tys. ofiar. Odpowiedzialność za rozlew krwi większość światowej opinii publicznej przypisuje głównie władzom w Damaszku. Ostatni styczniowy bilans ONZ mówił o 5,4 tys. zabitych. Od tego czasu ONZ nie aktualizuje liczby ofiar, ponieważ trudno jest zweryfikować nadchodzące doniesienia o zabitych.

Władze syryjskie twierdzą z kolei, że "terroryści" chcą podzielić kraj. Rząd utrzymuje, że zbuntowana ludność i wspierający ją żołnierze są świetnie uzbrojeni i posiadają m.in. broń izraelską.

Źródło: PAP