Sobota była kolejnym dniem antyrządowych protestów w Boliwii, które ogarnęły już cały kraj. W niektórych miastach do demonstrantów przyłączyli się policjanci. Opozycja domaga się ustąpienia prezydenta Evo Moralesa i powtórzenia niedawnych wyborów prezydenckich. Przywódca zaprosił swoich przeciwników do rozmów.
"Aby zachować pokój w naszej ukochanej Boliwii, wzywam pilnie do stołu rozmów przedstawicieli partii, które uzyskały wyborczy mandat. Proszę papieża, różne Kościoły i organizacje międzynarodowe, aby do nas dołączyli" - napisał na Twitterze prezydent Boliwii.
- Nie mam o czym rozmawiać z Evo Moralesem i jego rządem - powiedział Carlos Mesa, były prezydent Boliwii i główny konkurent Moralesa w ostatnich wyborach.
Potężne protesty
Protesty w Boliwii wybuchły po październikowych wyborach prezydenckich. Opozycja nie uznała zwycięstwa Moralesa, oskarżając go o sfałszowanie wyników głosowania.
Początkowo domagała się ponownego przeliczenia głosów lub przeprowadzenia drugiej tury wyborów, ale później zażądała natychmiastowego ustąpienia rządu Moralesa i ogłoszenia nowych wyborów, w których trzykrotny prezydent miałby już nie startować.
Antyrządowe protesty oraz starcia zwolenników i przeciwników Moralesa ogarnęły cały kraj. W zamieszkach zginęły co najmniej trzy osoby, a ponad 300 zostało rannych. Według opozycji w wielu rejonach kraju do antyrządowych protestów przyłączają się policjanci.
Policjanci zbuntowali się przeciwko prezydentowi m.in. w mieście Cochabamba, w środkowej części kraju. Tam bezpośrednim powodem buntu było wystosowane przez funkcjonariuszy żądanie ustąpienia miejscowego komendanta, który miał sprzyjać zwolennikom Moralesa podczas starć z demonstrantami. W zamieszkach w tym mieście zginęła jedna osoba, a ponad 100 zostało rannych.
BBC podało, że policjanci przyłączyli się do protestujących również w stolicy kraju La Paz, ale także w miastach Sucre, Santa Cruz, Patosi oraz Oruro.
Kilku policjantów, w rozmowie z lokalnymi mediami, zaapelowało do prezydenta, by podał się do dymisji. Powiedzieli, że nie pozwolą mu na wprowadzenie w Boliwii dyktatury, na wzór tej na Kubie czy w Wenezueli.
Nie chce ustąpić
W piątek Morales wykluczył, przynajmniej na razie, stłumienie rebelii przy pomocy wojska. W sobotę zaapelował do policjantów, by wypełniali swe obowiązki zgodnie z konstytucją. Interwencję wojskową przeciwko buntownikom wykluczył w sobotę minister obrony Javier Zavaleta.
Morales zapowiedział, że nie ustąpi ze stanowiska, nie zgadza się też na powtórzenie wyborów prezydenckich. Oskarża opozycję, że próbuje dokonać zamachu stanu.
59-letni Evo Morales, prezydent pochodzący z indiańskiego ludu Ajmarów, jest szefem państwa, który pozostaje na stanowisku najdłużej w całej historii Boliwii naznaczonej dyktatorskimi rządami wojskowych.
Autor: ToL/adso / Źródło: PAP