Phillip Garrido, który przez 18 lat więził 11-letnią w chwili zniknięcia Jaycee Lee Dugard, w latach 70-tych trafił do więzienia za porwanie i gwałt. Wyszedł z niewyjaśnionych przyczyn – podaje Fox News.
W latach 70-tych Phillip Garrido prowadził niezbyt przykładne życie: łykał LSD, wciągał kokainę i palił marihuanę, a po takim koktajlu publicznie się masturbował. W 1976 roku, jak podaje Fox News, "znalazł nowy sposób realizacji swoich pokręconych fantazji seksualnych". Porwał młodą kobietę z parkingu w South Lake Tahoe, zakuł ją w kajdanki, wziął cztery dawki kwasu i zgwałcił w magazynie w Reno.
Policjant opisał to pomieszczenie jako "pałac seksu", z przeróżnymi zabawkami, pornografią, odpowiednim oświetleniem i czerwonym winem. Garrido wpadł, bo policję zainteresowała furgonetka na kalifornijskich numerach zaparkowana przed magazynem we wczesnych godzinach rannych. Na miejscu funkcjonariusz zobaczył wyłamaną kłódkę do drzwi pomieszczenia, a w środku ubranego jednie w bielizną mężczyznę i nagą kobietę.
"Preferuję gwałt"
Przed sądem oskarżony mówił, że preferuje wymuszanie seksu, a swoje fantazje realizuje masturbując się w restauracjach i toaletach. - Zapytałem go, dlaczego to zrobił. Odparł, że tylko tak mógł uzyskać seksualna satysfakcję. Myślę, że musiał używać do tego siły – mówi emerytowany funkcjonariusz Dan DeMaranville.
W 1977 roku Garrido został skazany na 50 lat więzienia za porwanie i na dożywocie za gwałt, ale już 11 lat później wypuszczono go, jak podaje Fox News, z niewyjaśnionych powodów. Trzy lata później porwał Jaycee Lee Dugard.
Źródło: FOX News
Źródło zdjęcia głównego: EPA