Walka była zacięta do samego końca. W piątkowy poranek zwolennicy niepodległości Szkocji uznali jednak zwycięstwo tych, którzy chcą być dalej częścią Zjednoczonego Królestwa. Za częściową zależnością od Londynu opowiedziało się ok. 55 proc. głosujących, choć np. w największym mieście Szkocji - Glasgow - zwyciężyli zwolennicy niepodległości. Twórcom kampanii przekonującej do głosowania na "nie" pogratulował premier Wielkiej Brytanii David Cameron.
W czwartek Szkoci tłumnie stawili się do urn, by odpowiedzieć na kluczowe dla ich przyszłości pytanie: "Czy Szkocja powinna być niepodległym państwem?" Decyzję można było podjąć do godziny 22. lokalnego czasu, kiedy głosowanie się zakończyło.
"Tak" w Glasgow, "nie" w wielu innych miejscach
Oddane głosy zaczęto liczyć natychmiast po zamknięciu lokali wyborczych i przekazywano do sprawdzenia w Edynburgu. Głosy z odległych wysp zostały przetransportowane do stolicy statkami i śmigłowcami. Zgodnie z zapowiedziami stacji telewizyjnych i ośrodków badania opinii publicznej nie było sondaży exit polls.
Tym większe emocje towarzyszyły wynikom z pierwszych okręgów wyborczych, które zaczęły napływać po godz. 2. w nocy.
Początkowe rezultaty nie nastrajały dobrze wyborców liczących na secesję. Zwolennicy kontynuacji trwającej ponad 300 lat unii wygrali w Clackmannanshire, na Orkadach, Szetlandach i Hebrydach Zewnętrznych.
Nadzieje zwolenników niepodległości wzrosły po ogłoszeniu wyników z Dundee (aż 57 proc "za") i West Dunbartonshire (54 proc. "za"). Prawdziwe emocje rozbudziły jednak informacje, które napłynęły z największego miasta Szkocji - Glasgow. Tam obywatele liczący na niepodległość wygrali, zdobywając 53 proc. głosów.
Niestety dla marzących o niepodległości, kolejne wyniki ogłoszone przed godz. 5., sumujące już głosy z ponad 50 proc. lokali wyborczych w Szkocji pokazały, że prawie cała reszta kraju nie była gotowa na oddzielenie się od Zjednoczonego Królestwa. Głosujący na "nie" uzyskali na tym etapie przewagę 53 do 47 proc. W stolicy Szkocji - Edynburgu - oderwania się od Wielkiej Brytanii nie chciało aż 61 proc. głosujących.
Secesjoniści przyznali się do porażki
Przed godz. 6. agencja Reutera podała, że podliczono ponad 60 proc. kart do głosowania, a poparcie dla pozostania w brytyjskiej unii wzrosło do 54 proc. To wtedy zastępca Alexa Salmonda - Nicola Sturgeon ze Szkockiej Partii Narodowej (SNP) przyznała, że zwolennicy niepodległości ponieśli porażkę, w krótkiej rozmowie ze stacją BBC stwierdzając, że "po włożeniu w kampanię całego serca i minimalnej porażce towarzyszy nam uczucie wielkiego zawodu".
Następnie przemówił sam Alex Salmond, który w pierwszych słowach wygłoszonych w piątkowy poranek powiedział, że "akceptuje wybór obywateli, którzy na tym etapie nie chcą niepodległej Szkocji", ale równocześnie oczekuje od Londynu "szybkiego" spełnienia obietnic o rozszerzeniu szkockiej autonomii.
Wicepremier Wielkiej Brytanii Nick Clegg - komentując wynik referendum - stwierdził, że pokazuje on potrzebę przeprowadzenia "poważnych reform konstytucyjnych" w Zjednoczonym Królestwie. Clegg powiedział także, że jest "uszczęśliwiony" wynikiem referendum.
Bladym świtem o swoich gratulacjach dla szefa kampanii na "nie" w Szkocji poinformował tymczasem zadowolony David Cameron.
I\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\'ve spoken to Alistair Darling - and congratulated him on an well-fought campaign. #indyref
— David Cameron (@David_Cameron) wrzesień 19, 2014
Tuż po godz. 6. czasu miejscowego stacja BBC podała, że po podliczeniu głosów w 30 z 32 okręgów wyborczych poparcie dla pozostania w Zjednoczonym Królestwie wyniosło w Szkocji już 55 procent.
Dziennik "Guardian" poinformował po chwili, że po przeliczeniu głosów z 31 okręgów za pozostaniem w Wielkiej Brytanii głosowało 55,4 proc. mieszkańców Szkocji.
Ostatecznie po przeliczeniu wszystkich głosów: na "tak" zagłosowało 45 proc. mieszkańców Szkocji, przeciw było 55 proc. Frekwencja wyniosła 84,5 proc.
Rekordowa frekwencja
Według oficjalnych danych uprawnionych do głosowania w referendum było 4 mln 285 tys. 323 Szkotów, w tym 109 533 młodych ludzi w wieku 16-17 lat.
Plebiscyt budził ogromne zainteresowanie, stanowiła bowiem bez wątpienia wydarzenie bez precedensu w historii Szkocji. Frekwencja była imponująca. W większości okręgów wyborczych wyniosła zdecydowanie ponad 80 proc. Na wyniki referendum czekali nie tylko Szkoci i Brytyjczycy, lecz cała Europa i świat. Z uwagi na własne interesy i ze względów geopolitycznych wielkie mocarstwa "modlą się w duchu, żeby Zjednoczone Królestwo pozostało całe, żeby nie powstał zaraźliwy precedens polegający na podziale jakiegoś państwa w niestabilnych czasach" - pisał Reuters w czwartkowy wieczór.
Zwłaszcza Hiszpania, Belgia i Włochy miały nadzieję, że szkockie głosowanie nie stworzy, bądź nie spotęguje problemu ich własnej spójności narodowej.
Wyrównane sondaże
W ostatnim sondażu opublikowanym już w dniu referendum zwolennicy pozostania Szkocji w Zjednoczonym Królestwie mieli przewagę 6 pkt proc. nad przeciwnikami. W sondażu dla londyńskiego "Evening Standard" poparcie dla pozostania Szkocji w łonie Zjednoczonego Królestwa wyniosło 53 proc., za niepodległością opowiedziało się 47 proc. respondentów.
Wcześniejszy sondaż Ipsos Mori, opublikowany w przeddzień referendum, wskazywał, że poparcie dla niepodległości Szkocji wzrosło do 49 proc., a poparcie dla pozostania Szkocji w składzie Wielkiej Brytanii wynosiło 51 procent.
Autor: kg, adso\mtom / Źródło: tvn24.pl, PAP, Reuters, BBC, Guardian