- Aby nie zginąć, udawaliśmy martwych - opowiadają w sobotę świadkowie tragedii na norweskiej wyspie Utoya. 32-letni mężczyzna zastrzelił tam w piątek co najmniej 85 osób, głównie uczestników obozu młodych socjaldemokratów.
Według świadków, napastnik w policyjnym mundurze zachęcał ludzi, by zbliżyli się, a następnie otwierał ogień. Często po oddaniu strzału napastnik zmieniał broń i strzelał po raz drugi w głowę ofiar, by upewnić się, że jego ofiara nie żyje.
21-letnia Dana Berzingi opowiadała, że wiele osób "udawało martwych, by przeżyć". - Straciłem wielu przyjaciół - mówi Berzingi, która zadzwoniła na policję z telefonu komórkowego zastrzelonego kolegi.
Uciec przed śmiercią
Emilie Bersaas opowiadała telewizji Sky News, że gdy rozpoczęła się strzelanina schroniła się pod łóżkiem w budynku szkolnym. - W którymś momencie strzelanina miała miejsce bardzo blisko budynku. (...) Ludzie w sąsiedniej sali bardzo głośno krzyczeli - mówiła. - Leżałam pod łóżkiem przez dwie godziny. Później policja rozbiła okno i weszła do środka - relacjonowała.
Młodzi ludzie przez telefony komórkowe informowali bliskich o tym, co dzieje się na wyspie. W pewnym momencie w norweskich mediach pojawiły się apele, by nie kontaktować się z osobami przebywającymi na wyspie, ponieważ dźwięk telefonu może zdradzić ich miejsce pobytu.
Wcześniej w piątek siedem osób zginęło w wybuchu bomby w dzielnicy rządowej w Oslo. Policja podejrzewa, że za atakami stoi ta sama osoba.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters