Blisko 24 tysiące stron zawierających e-maile Sary Palin zostało upublicznionych przez gubernatora Alaski. Dokumenty są w formie druku i ważą ponad 113 kg. Teraz uporać się muszą z nimi media. Jak dotąd nie znaleziono w nich żadnej "bomby".
E-maile - upublicznione zgodnie z prawem do informacji publicznej - pochodzą z pierwszych 21 miesięcy kadencji Palin jako gubernatora Alaski, który to urząd Palin dzierżyła od 2006 roku. Są to wiadomości wysłane z jej służbowego konta do byłego gubernatora i 50 urzędników państwowych, a także wiadomości z jej dwóch prywatnych adresów używanych jednak do załatwiania spraw służbowych.
Według sztabu byłej kandydatki na wiceprezydenta USA, wyłania się z nich obraz "bardzo zaangażowanej gubernator, ciężko pracującej dla swojego stanu". Ale niektórzy dziennikarze wytropili już wpadki, z których zresztą Palin słynie: przykładowo fałszywy wywiad dla kanadyjskiej telewizji Energy TV, w którym Palin czytała przygotowane odpowiedzi z promptera.
Wiele z maili to jednak codzienne, dość nużące wymiany zdań pomiędzy pracownikami, okraszone charakterystycznymi dla Palin powiedzonkami takimi jak "założę się".
Żmudna praca
Dokumenty są już dostępne na stronach wiodących amerykańskich mediów. Dziennikarze mają niełatwe zadanie, dlatego "Washington Post" poprosił 100 czytelników o pomoc w czytaniu tysięcy wiadomości, a "New York Post" sukcesywnie publikuje je na swojej stronie, lekturę pozostawiając internautom.
Palin zdążyła już skomentować sprawę e-maili. W rozmowie z Fox News powiedziała, że wiele z nich nie powinno być udostępnionych publicznie, a część może być "wyjęta z kontekstu".
Sarah Palin była kandydatką na wiceprezydenta w wyborach w 2008 roku (kandydatem na prezydenta z partii republikańskiej był wówczas John McCain). Duet przegrał z Barackiem Obamą, a Palin zrezygnowała z posady gubernatora i zaangażowała się w karierę pisarki i telewizyjnej komentatorki.
Źródło: cnn.com, bbc.co.uk