Na długą metę jesteśmy skazani na depopulację, chyba że otworzymy szerzej granice - mówi w rozmowie z TVN24 Biznes dr hab. Piotr Szukalski, kierownik Katedry Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Łódzkiego. Jego zdaniem wydaje się nieuniknione, że wrócimy do rozmowy o reformie systemu emerytalnego.
Jest nas coraz mniej. Nowe dane GUS pokazują, że w 2019 roku liczba ludności spadła o 29 tysięcy. Czy to dla Pana zaskoczenie?
Nowe dane nie są zaskoczeniem. To jest tak naprawdę kontynuacja trendu, który obserwujemy de facto od wielu lat. Czasami, kiedy mamy do czynienia z pewnym podwyższeniem się dzietności, trochę lepszą sytuacją zdrowotną, wychodziliśmy na niewielki plus lub oscylowaliśmy wokół zera.
Jakieś niewielkie fluktuacje związane z wdrożeniem programu 500 plus były w zasadzie niezauważalne i krótkotrwałe, natomiast na długą metę jesteśmy skazani na depopulację, chyba że otworzymy szerzej granice.
Na zmiany w liczbie ludności wpływ ma przede wszystkim – jak wskazuje GUS – ujemny przyrost naturalny (nieprzerwanie ujemny od 2013 roku). Co jest przyczyną, że jest tak źle?
Decyduje o tym głównie czynnik kohortowy. Z jednej strony – wchodzenie w najlepszy wiek rozrodczy, czyli 27-32 w przypadku kobiet, roczników urodzonych w okresie, kiedy z każdym kolejnym rokiem rodziło się coraz mniej dzieci. Z drugiej – dochodzenie powojennego wyżu demograficznego do wieku charakteryzującego się wysokim prawdopodobieństwem zgonu.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam