Lekarz: To nie jest jak na filmach, że pacjent otwiera oczy i pyta, co się działo przez ostatnie pół roku. Mama siedmioletniej Zuzi: To ciężka praca, żeby się obudzić. Ania, siostra dziewięcioletniej Kasi: Było fajnie i jest. Chociaż Kasia jeszcze nie chodzi i nie mówi. Ale jak się uśmiecha! Dziewczynki wróciły do domu. Jest miłość, będą święta.
Zuzia, po powrocie z przedszkola, często musiała się zdrzemnąć, żeby starczyło jej siły na wieczorne harce. - Żywioł – mówi o córce mama.
Chodziła do grupy Motylki. – Lubiłam z koleżankami bawić się lalkami – wspomina dziewczynka, dziś już siedmiolatka.
29 października wędrowała do przedszkola w podskokach. Zdążyła na poranne mycie rączek przed śniadaniem. Trzy godziny później zadzwonili do matki. Cztery godziny później rozpoczęła się walka o życie Zuzi.
Kasia po szkole wpadała na chwilę do domu, zjadała zupę i biegła na lekcje gry na skrzypcach. Uwielbiała swoją wychowawczynię i kolegów. Kochała skrzypce. Potrafiła o godzinie 19 pytać: "Mamo, mogę jeszcze trochę pograć czy będę cię denerwować?".
- Jak ktoś kocha to, co robi, to swoim zachowaniem nie męczy – przekonuje mnie mama Kasi, dziś już prawie dziewięciolatki.
29 maja o pierwszej w nocy Bogusię obudził krzyk jej córki. Gdy wbiegła do pokoju, usłyszała, że Kasię boli oko. To były jej ostatnie słowa.
Nie było żadnych sygnałów, żadnych objawów, ostrzegających bóli głowy. - Udar mózgowy z powodu wad naczyniowych. To rzadkość wśród dzieci – tłumaczy doktor Maciej Piróg.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam