W kole łowieckim mówią, że zawsze był ostrożny. Innych przestrzegał: "Nie jesteś pewien? Nie strzelaj". To dlaczego strzelił w niedzielę? Dlaczego Imali nie żyje?
Na jabłka poszli we trzech.
Nawet się ciepło nie ubrali. Wyskoczyli przez otwarte okno, ale to parter, więc żaden wyczyn. Minęli ciemnozieloną tabliczkę z napisem: "Uwaga! Studnia" i obrośniętą zielenią bramę. I już byli w sadzie. 150 metrów od internatu, nie więcej.
Świecił księżyc.
Nagle zobaczyli światła auta. Przykucnęli. Może ze strachu? Padł strzał. Ktoś poświecił latarką, trzasnęły drzwi, samochód odjechał.
Imali zmarł w stołówce internatu, gdzie zanieśli go koledzy. W sadzie zostały jego klapki, a na polnej drodze obok sadu ślady opon i łuska.
Kilka dni później prokurator postawi 51-letniemu myśliwemu, byłemu policjantowi zarzut zabójstwa w zamiarze ewentualnym, a jego o dziesięć lat młodszemu koledze, kościelnemu i strażakowi ochotnikowi zarzut nieudzielenia pomocy i utrudniania śledztwa.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam