Luksus "króla musztardy" i zerwane kontakty Breżniewa z Berlinem
Robotnicy pukali się w głowę i zastanawiali się, co inni w niej mają, żeby równowartość połowy dniówki wydawać na takie głupoty. Ale ci, którzy nowy przyrząd zamontowali w swoich domach, czuli dumę i radość. Tak dużą, że po pierwszym użyciu poszli to opić. W 1935 roku bez tego wynalazku czuli się już jak bez ręki.
Dotychczas telefon był jeden. Na cały Poznań. Znajdował się w ratuszu i służył wyłącznie do użytku służbowego. Zainstalowano go w 1880 roku do łączności ze stacją straży ogniowej przy ulicy Wronieckiej.
Po pięciu latach wreszcie doczekali się go pierwsi mieszkańcy.
A tak wyglądała pierwsza rozmowa, której treść przytaczał w 50. rocznicę tego wydarzenia "Kurier Poznański".
- Tu mówi dyrektor poczt i telegrafów. Czy mam zaszczyt z panem tajnym radcą komercjonalnym we własnej osobie?
- O, witam, najniższy sługa pana radcy. Czy pan mnie dokładnie rozumie?
- Tak, tak, powinszować, dziękuję. Co? Wspaniały wynalazek!
- Słyszymy się, jakbyśmy siedzieli razem przy winku u Pfitznera albo Glabisza.
- Tak. Co, dziś wieczorem u Brummego? To należy oblać. A więc do widzenia! Sługa pana radcy.
Było na co czekać!
Czytaj dalej po zalogowaniu

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam