Premium

Germanistka uczy historii, influencerka chemii. Jak to możliwe i jak się skończy?

Zdjęcie: Shutterstock

Wcześniej pracowała w korporacji farmaceutycznej. Z chemii była dobra, ale skąd miała wiedzieć, jak zareagować, gdy uczeń na klasówce dostanie ataku paniki? Nikt jej na to nie przygotował. A właśnie z takimi wyzwaniami mierzą się nauczyciele, którzy uczą w szkołach bez uprawnień. Jest ich kilka tysięcy.

- Słoneczko, a powiedz mi, ile ty tak na co dzień godzin pracujesz?

- To zależy ode mnie, to elastyczna praca.

- Świetnie się składa, bo potrzebuję cię na kilka godzin chemii.

Tak mniej więcej wyglądał dialog dyrektorki podwarszawskiego zespołu szkół z absolwentką szkoły Dominiką. Kobieta choć na co dzień pracuje w branży wydawniczej i zajmuje się promowaniem literatury, została poproszona o uczenie chemii, bo kilka lat temu ją studiowała. Zaczęła we wrześniu.

Paulina uczy w wiejskiej szkole na Podlasiu, codziennie dojeżdża do pracy około 20 kilometrów. Z wykształcenia jest matematyczką, ale obecnie uczy też fizyki i informatyki, do których nie ma uprawnień. Nie studiowała tych przedmiotów, nie studiuje i studiować nie będzie. Jak uczy? "Na wyczucie".

- Gdy w zeszłym roku zaczęłam uczyć fizyki, to po prostu uczyłam się razem z moimi uczniami z podręcznika - wspomina. - Wtedy to mi nawet sprawiało frajdę, ale teraz już, muszę przyznać, niespecjalnie. Ani u nich nie widzę entuzjazmu, ani u siebie - wzdycha.

Dlaczego więc się na to w ogóle zdecydowała? - Nie było wyjścia. To mała wiejska szkoła, kilkudziesięciu uczniów. Są klasy, gdzie jest jedna osoba w roczniku - opowiada nauczycielka. - Więc na jednej radzie pedagogicznej okazało się, że do "rozdania" jest między innymi fizyka, historia, edukacja dla bezpieczeństwa, wiedza o społeczeństwie, muzyka i technika. No to się podzieliłyśmy, bo u nas same kobiety, i jakoś uczymy. Nikt inny do tych dzieci nie przyjedzie - dodaje.

Jak to możliwe, że uczą przedmiotów, do których nie mają kwalifikacji?

W wyjątkowych okolicznościach kuratorium oświaty może wyrazić zgodę, by dyrektor zatrudnił w placówce oświatowej kogoś, kto nie ma stosownych uprawnień, na przykład ukończonych odpowiednich studiów czy przygotowania pedagogicznego.

Dla wielu szkół targanych brakami kadrowymi to często jedyne rozwiązanie, by zapewnić dzieciom lekcje. 

W tym roku szkolnym - według danych zebranych przez tvn24.pl - kuratoria oświaty już wydały zgodę na pracę w edukacji 7482 osobom bez uprawnień. A ta liczba może jeszcze wzrosnąć, bo choć wniosków najwięcej jest we wrześniu, to dyrektorzy będą występowali o stosowne pozwolenia również w czasie roku szkolnego. 

W zeszłym kuratorzy zgodzili się na nauczanie bez uprawnień w 8193 przypadkach.

Niektórzy mówią o sobie "nauczyciele kit", bo załatają każdą dziurę, choć starają się przy tym wszystkim "nie być tak całkiem do kitu". Inni w ogóle nie nazywają siebie "nauczycielami" i podkreślają, że w szkole są "tylko na chwilę" lub "po prośbie".

Kto i jakich przedmiotów uczy dzieci, nie mając kompletu papierów, a często również bez odpowiedniego przygotowania czy - w najgorszym wypadku -  umiejętności? Sprawdziliśmy.

Kto może dostać zgodę?

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam