Śledztwo trwa dwa lata i pięć miesięcy - łącznie blisko 900 dni. W tym czasie rodzice osiemnastoletniej Angeliki przestali wierzyć, że sprawca śmierci ich córki kiedykolwiek zostanie ukarany. Bliźniacy, którzy towarzyszyli jej tuż przed tragedią, mogli poczuć, że niezwykły zbieg okoliczności zapewnił im bezkarność. W tym czasie prokuratura też zrozumiała, że ma do czynienia z jedną z najtrudniejszych zagadek kryminalnych ostatnich lat.
CZĘŚĆ PIERWSZA: KIEROWCA
Godzina 5.00. Jest 25 czerwca 2018 roku. Już widno.
Srebrne audi pokonuje zakręt w lewo, auto wpada w poślizg. Karolowi i Kamilowi sekundy po uderzeniu w nasyp ziemi błyśnie przed oczami ich dom, znajdujący się kilkaset metrów dalej. Huk gniecionej blachy zrywa ze snu mieszkańców Krużlowej Niżnej.
Wśród nich jest wujek 19-letnich wtedy chłopaków. Zakłada buty i w samej bieliźnie biegnie na przełaj przez łąkę. Ma z górki, jakieś 200 metrów. W zniszczonym aucie widzi trzy osoby: z przodu doskonale znani mu bliźniacy: Karol i Kamil. Z tyłu, za kierowcą siedzi dziewczyna. Na pierwszy rzut oka nie zobaczy, że już nie żyje - prawa strona jej głowy została zmiażdżona.
Świadek zdał sobie sprawę, że nie ma przy sobie telefonu. Wraca na górę. W tym czasie na miejsce biegną już inni mieszkańcy Krużlowej.
Po kilku minutach przy wraku jest Małgorzata, strażaczka ochotniczka. Widzi zakleszczoną na tylnym fotelu dziewczynę i chłopaka, który był już na tylnej kanapie.
"Opierał się rękoma o przednie fotele, głowę miał pomiędzy nimi" - zezna potem w prokuraturze.
"Ten chłopak pytał dziewczynę, czy żyje. Ona nie odpowiadała" - uzupełni inny ze świadków.
Drugi z braci chodzi wokół auta, potem się oddala.
"Ten, który odszedł, był kierowcą" - zezna wujek chłopaków. Odchodzącego dziewiętnastolatka widział, zbiegając - po raz drugi tego ranka - z góry.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam