"Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, kim jestem, obejrzyj sobie ten film" – szepnęła Angela Merkel na jednym z unijnych szczytów Nicolasowi Sarkozy'emu. I wręczyła mu DVD z "Życiem na podsłuchu". Na taką szczerość nigdy więcej się już nie zdobyła. Na szczęście, gadatliwy francuski prezydent wyznanie zamieścił w swoich pamiętnikach. Ujawnił klucz do wnętrza niemieckiej kanclerz oraz jej politycznych decyzji?
"Życie na podsłuchu" (reż. Florian Henckel von Donnersmarck) opowiada o porażającym systemie kontroli w komunistycznym raju Ericha Honeckera. Przez 40 lat istnienia, każdego roku, armia 300 tysięcy szpicli Stasi zaglądała obywatelom NRD do mieszkań, pod kołdrę, a nawet do ich neuroprzekaźników. By nie dopuścić do zagnieżdżenia się tam "myślozbrodni".
Jeśli kształtują nas dzieciństwo i młodość, to Merkel aż przez 30 lat wchłaniała opary w państwie Stasi. Już jako córka pastora nauczyła się trzymać język za zębami, ćwiczyła cnotę powściągliwości – wielce przydatną w politycznym biznesie. Bo jeśli w NRD stale musiała uważać na to, co i do kogo mówi, jak daleko może się posunąć, by przetrwać w dżungli pełnej policji, szpicli, komunistów czy wścibskich sąsiadów, to tę samą strategię przetrwania zastosowała w polityce, skoro i tu znalazła się na celowniku - tym razem mediów, rywali i politycznych wrogów.
Urząd kanclerski i wierchuszkę CDU, na której czele przez 18 lat stała, otoczyła wysokimi murami. Za nimi chroniła siebie i swoją drużynę. Każdy jej współpracownik wiedział, że jeśli nie powściągnie języka, wyleci. Kto bowiem raz znalazł się pod obserwacją, ten stale kontroluje swoje uczucia i myśli.
Mąż widmo
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam