Ukraińskie zboże ma przestać płynąć do Polski. Tak zapowiedział minister rolnictwa i rozwoju wsi Robert Telus. - To porozumienie nie zlikwiduje nadwyżki, która jest obecnie w naszych magazynach, a ta nadwyżka sprawia, że nie będzie gdzie złożyć zboża z nadchodzących żniw - mówił we "Wstajesz i weekend" w TVN24 Paweł Kuroczycki z portalu tygodnik-rolniczy.pl. Jego zdaniem Polska, podobnie jak Węgry i Słowacja, już wcześniej mogła wstrzymać dostawy zboża z Ukrainy. - W tym ukraińskim zbożu na pewno są mykotoksyny, jakby nasze służby chciały, to by je znalazły, ale widać nie chcą z przyczyn politycznych - ocenił Kuroczycki.
Minister rolnictwa i rozwoju wsi Robert Telus w piątek - po rozmowie ze swoim ukraińskim odpowiednikiem - zapowiedział, że ukraińskie zboże nie będzie płynąć do Polski. - Bardzo ważną sprawę załatwiliśmy i mam nadzieję, że w poniedziałek ją ogłosimy już oficjalnie - dodał szef MRiRW.
Tę informację komentował we "Wstajesz i weekend" w TVN24 Paweł Kuroczycki z portalu tygodnik-rolniczy.pl. - Prawdopodobnie trwają polityczne przepychanki. Bez eksportu przez Polskę, ukraińscy farmerzy, zwłaszcza z zachodnich obwodów będą mieli ogromny problem z pozbyciem tego, co zebrali w zeszłym roku, a być może jeszcze i wcześniej - mówił.
- Miejmy nadzieję, że do tego porozumienia dojdzie, natomiast myślę, że geopolityka może stać na drodze tego porozumienia, może przeszkadzać - ocenił Kuroczycki.
"Porozumienie nie zlikwiduje nadwyżki"
Jego zdaniem porozumienie z Ukrainą "być może tylko trochę" uspokoić protestujących polskich rolników.
- To porozumienie nie zlikwiduje nadwyżki, która jest obecnie w naszych magazynach, a ta nadwyżka sprawia, że nie będzie gdzie złożyć zboża z nadchodzących żniw. To będzie ogromny problem dla nas, bo to już nie chodzi tylko o ceny - zwracał uwagę gość TVN24, dodając, że "nie wszyscy rolnicy mają, gdzie przechować swoje zboże".
- I co wtedy? Wrócimy do czasów sprzed 20-30 lat, kiedy przed elewatorami stały ogromne kolejki, dwie doby się czekało na odbiór tego towaru, a to dobrze też nie będzie wpływało na nastroje rolników - zauważył Kuroczycki.
Czytaj także: Tusk ostrzegał, Kaczyński zapewniał, że ukraińskie zboże nie jest zagrożeniem. "Nikt nie straci"
Zboże z Ukrainy w Polsce
Ponadto zboże z Ukrainy cały czas trafia do Polski. - Zboże płynie, bo może płynąć, bo nie ma żadnych barier celnych między Unią Europejską a Ukrainą, zostały zniesione 30 maja ubiegłego roku na skutek inwazji Rosji na Ukrainę i tak naprawdę ten handel może być, co najwyżej, jakoś administracyjnie wstrzymywany, spowalniany, ale nie spodziewałbym się tutaj otwartego, bilateralnego porozumienia, cudów, że to nagle się zatrzyma, że nie będzie jechało - ocenił Paweł Kuroczycki.
Odnosił się też do decyzji Węgier i Słowacji, które wstrzymują dostawy zboża Ukrainy. - Słowacy wstrzymali uwalnianie na rynek zboża pochodzącego z Ukrainy do czasu przebadania wszystkich tych transportów. Oni znaleźli zakazany w 2020 roku na terenie Unii Europejskiej, a więc i w Polsce, insektycyd w jednym z transportów zboża i kierując się zasadą ostrożności zabronili dalszej sprzedaży, przerobu tego zboża, które przywieziono z Ukrainy. To nie jest ban na import z Ukrainy, a jedynie wstrzymanie - tłumaczył.
- My też moglibyśmy zastosować takie narzędzie - dodał gość "Wstajesz i weekend".
Kuroczycki był dopytywany, dlaczego zatem Polska nie zdecydowała się na taki krok. - Węgrzy znaleźli mykotoksyny, Słowacy znaleźli chlorpyrifos (...). Mykotoksyny są bardzo częste, popularne w zbożu. One są produkowane przez grzyby pleśniowe, to jest problem, z którym rolnicy borykają się na co dzień - wskazywał.
- W tym ukraińskim zbożu na pewno są mykotoksyny, jakby nasze służby chciały, to by je znalazły, ale widać nie chcą z przyczyn politycznych - podsumował Paweł Kuroczycki z portalu tygodnik-rolniczy.pl.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock