Wyborcza walka za nami, wynik znamy, kurz opada. Z jakimi problemami będzie musiała poradzić sobie nowa władza? Oto pięć największych wyzwań gospodarczych.
CZYTAJ WIĘCEJ: PKW podała wyniki wyborów do Sejmu z podziałem na mandaty >
1. Ochrona zdrowia i jej finansowanie
Najważniejszym zadaniem dla nowego rządu jest ochrona zdrowia - tak stwierdziło aż 81,2 proc. osób, które zostały przebadane przez IBRiS w sondażu dla "Dziennika Gazety Prawnej".
Jeszcze przed wyborami służba zdrowia była jednym z ważniejszych tematów poruszanych na spotkaniach z wyborcami. Kaczyński mówił, że rozwiązanie problemów ochrony zdrowia to kwestia dwóch-trzech kadencji, a PiS przedstawił "piątkę dla zdrowia". W skład propozycji wchodzą: wzrost nakładów na służbę zdrowia, Fundusz Modernizacji Szpitali, pakiet badań kontrolnych dla każdego Polaka, koordynowana opieka nad seniorami i osobami niesamodzielnymi w każdym powiecie oraz miliard na centrum onkologii.
- Mamy parę priorytetów, które chcielibyśmy zaproponować na następną kadencję. To jest taka "piątka dla zdrowia". Dwa razy więcej finansów na zdrowie Polaków niż za rządów PO-PSL (...) To oznacza, że w 2024 roku to będzie 160 miliardów złotych - mówił jeszcze pod koniec września minister zdrowia Łukasz Szumowski.
Służba zdrowia jest uważana za jedną z najważniejszych kwestii także przez ekspertów.
- Oczekujemy od nowego rządu nadania zagadnieniom ochrony zdrowia najwyższego priorytetu w państwie, uznania wszystkich wydatków na ochronę zdrowia nie jako kosztu, ale jako inwestycji, jak również uznanie ochrony zdrowia jako koła zamachowego całej gospodarki - stwierdziła Anna Janczewska, minister ds. systemu ochrony zdrowia Gospodarczego Gabinetu Cieni Business Centre Club.
Główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka zwrócił jednak uwagę, że w przyszłorocznym budżecie "nie jest uwzględnione zadłużenie służby zdrowia, które wynosi miedzy 15 a 20 mld zł". Przy okazji dodał, że nie ma w nim obietnicy 13. emerytury i w związku z tymi dwoma kosztami jest potrzebna "korekta o 25-30 mld zł".
2. Globalne spowolnienie
PiS powinien już dokonać rewizji budżetu państwa na przyszły rok, bo nie ma w nim obietnicy „13 emerytury”, nie jest też uwzględnione zadłużenie służby zdrowia, które wynosi miedzy 15 a 20 mld zł. Korekta o 25-30 mld zł jest potrzebna - zauważa prof. Gomułka #EksperciBCC
— Business Centre Club (@BCCorg) October 14, 2019
Jeszcze przed wyborami prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział w "Sygnałach Dnia" w radiowej Jedynce, że mimo ewentualnego kryzysu, czyli pogorszenia sytuacji gospodarczej wokół Polski, "będziemy w stanie utrzymać naszą politykę, zarówno w wymiarze społecznym, jak i rozwojowym".
Od połowy 2017 roku polska gospodarka rosła w tempie zbliżonym do 5 proc. w skali roku. Według przewidywań ekspertów w najbliższych latach polskie PKB ma nadal rosnąć, choć już nie tak szybko jak ostatnio. Nad gospodarką światową zbierają się jednak ciemne chmury, a i na polskim podwórku nie brakuje palących problemów.
"Kluczowym wyzwaniem dla nowego rządu będzie spowolnienie gospodarcze" - przyznała analityk Erste Group Małgorzata Krzywicka.
Zdaniem ekonomistki "spadek aktywności w strefie euro, zwłaszcza w Niemczech, prawdopodobnie wywrze dalszą presję na polski sektor przemysłowy".
"Konsumpcja prywatna powinna pozostać główną siłą napędową wzrostu, ale utrzymanie silnej dynamiki może być trudne. Przyszłoroczny budżet będzie w dużej mierze wspierany przez jednorazowe płatności, jednak obawiamy się o stabilność budżetu po 2020, ponieważ poprawa ściągalności podatków prawdopodobnie osiągnie swój limit, biorąc pod uwagę oczekiwane ochłodzenie gospodarcze" - wyjaśniła Krzywicka.
Główny ekonomista ING Banku Śląskiego Rafał Benecki przestrzegał nawet przed "japonizacją" strefy euro. - Długotrwały niski wzrost gospodarczy, nakręcenie spirali niskich oczekiwań inflacyjnych, impotencja polityki pieniężnej i niechęć Niemiec do ekspansji budżetowej. Wszystko to nie sprzyja szybkiemu przywróceniu dobrej koniunktury - wyjaśnił.
3. Brak pracowników
W opinii analityków Banku Światowego jednym z zagrożeń dla polskiej gospodarki jest brak pracowników, co ma bezpośredni związek ze zmianami demograficznymi.
BŚ podaje, że tempo wzrostu polskiej gospodarki w 2019 r. może wynieść 4,3 proc., głównie dzięki rosnącej konsumpcji prywatnej, czyli naszym zakupom, ale "w kolejnych latach ma spowolnić, ponieważ słabnie koniunktura w Unii Europejskiej, a w Polsce coraz bardziej brakuje pracowników".
Według wyliczeń Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, do 2030 roku ubędzie z rynku pracy półtora miliona pracowników. W Polsce brakuje już nie tylko budowlańców, ale i kierowców autobusów, kelnerów, kucharzy i przede wszystkim opiekunów osób starszych. Ale ich brak to nie tylko nasz problem.
- Nie tylko przedsiębiorstwa konkurują między sobą, ale Polska konkuruje z krajami ościennymi. Duże braki występują również w Czechach i Niemczech – wyjaśniła Monika Fedorczuk z Konfederacji Lewiatan.
Katarzyna Niemyjska ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców stwierdziła, że Polska do 2050 roku "powinna przyjąć 5 milionów emigrantów zarobkowych, by utrzymać taką skalę wzrostu gospodarczego, jaka jest obecnie".
Z opublikowanego na początku sierpnia raportu Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że Polska wkroczyła w okres kryzysu demograficznego, a do 2040 roku liczba ludności naszego kraju zmniejszy się o 2,8 miliona osób.
4. Inwestycje
Wzrost poziomu inwestycji w relacji do PKB był jednym z celów tak zwanego planu Morawieckiego. Wedle rządowych deklaracji wskaźnik miał wzrosnąć w 2020 roku do poziomu 25 proc. Tymczasem w latach 2016-2018 był bliski 18 proc. - przy lekko ponad 20 proc. w roku w 2015, czyli przez rządami PiS.
Jak wynika z raportu McKinsey&Company przygotowanego we współpracy z "Forbes" wynika, że w nadchodzącym 10-leciu polska gospodarka ma szansę rozwijać się w tempie 5 proc. rocznie. Warunkiem jednak jest między innymi zwiększanie poziomu inwestycji oraz wydatków na innowacje.
Tymczasem, jak ocenia Rafał Benecki z ING Banku Śląskiego, prowadzona w ostatnich latach rygorystyczna polityka podatkowa i perspektywa jej dalszej kontynuacji w celu pokrycia kosztownych obietnic wyborczych, skutecznie zniechęciły firmy do inwestowania.
Na dodatek mamy do czynienia ze szczytem absorpcji funduszy unijnych z obecnej perspektywy budżetowej, a spadek napływu środków z Brukseli poprawę wskaźników inwestycyjnych będzie utrudniał.
Widać to w prognozach na kolejne lata. Ekonomiści szacują, że w latach 2019-2021 wzrost inwestycji sięgnie odpowiednio: 8,2 proc., 4,2 proc. i 2,9 proc.
5. Polityka energetyczna i ceny energii
Podczas kampanii wyborczej premier Mateusz Morawiecki mówił, że trzeba "teraz zadbać o rozsądną transformację, rozsądne zmiany energetyczne". Chodzi o kwestię korzystania z węgla przy produkcji prądu i zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii (z wiatru, słońca) w miksie energetycznym.
Premier podkreślał, że kluczowe jest zapewnienie "bezpieczeństwa dostaw energii, żeby zapewnić względną suwerenność w dostawach energii, ale również, żeby ceny energii, były jak najniższe, żeby energia była jak najtańsza, bo to oznacza także konkurencyjność polskiego przemysłu". Zadeklarował też, że rząd taki model tworzy.
Z jednej strony Polska ma zobowiązanie w postaci celu 15 proc. udziału OZE w produkcji energii w 2020 roku, a Komisja Europejska myśli nawet o neutralności klimatycznej Wspólnoty. Z drugiej jesteśmy od węgla obecnie mocno uzależnieni - nawet teraz szykujemy (elektrownia Ostrołęka C) i uruchamiamy (elektrownia Opole) nowe bloki.
Na Kongresie 590 minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał, że osiągnięcie przez Polskę neutralności klimatycznej do 2050 r. będzie wymagało zainwestowania co najmniej 500 mld euro. Dodał, że "nadal twardo stoi na stanowisku", że będzie to co najmniej 500 mld euro, "a niektórzy mówią, że i 700 mld". Tchórzewski podkreślił, że poradzenie sobie w negocjacjach, dotyczących neutralności klimatycznej UE będzie wyzwaniem dla każdej kolejnej ekipy.
Tymczasem to właśnie uzależnienie od węgla powodowało, że groziły nam znaczne wzrosty cen prądu od początku 2019 roku. Rząd ratował sytuację specjalną - kilkakrotnie nowelizowaną - ustawą. Jednak, jak podkreśla ekonomistka Małgorzata Krzywicka z Erste Group, za chwilę "rząd (znów) stanie w obliczu problemu rosnących cen energii".
"Spodziewany skok cen energii elektrycznej na początku przyszłego roku, będzie wymagał podjęcia kroków ze strony rządu" - stwierdziła.
Przed wyborami padały uspokajające zapewnienia. - Nie będzie znaczącego wzrostu cen prądu w 2020 roku - stwierdził w ubiegłym tygodniu w RMF FM szef kancelarii premiera Michał Dworczyk. - Tak, jak w tym roku obniżaliśmy akcyzę, przyjmowaliśmy inne rozwiązania, aby ceny prądu nie wzrosły, podobnie będzie w roku 2020 - przekonywał.
Z kolei Bartłomiej Derski z branżowego portalu Wysokienapiecie.pl przewiduje, że ceny prądu dla gospodarstw domowych w przyszłym roku jednak wzrosną. - Spodziewałbym się kilku, maksymalnie do 10 złotych miesięcznie więcej na rachunkach - powiedział w TVN24 BiS.
Autor: Krzysztof Krzykowski / Źródło: PAP, tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Krystian Maj/KPRM