Podobną do zapowiadanej przez Prawo i Sprawiedliwość podwyżkę płacy minimalnej wprowadziły Węgry za pierwszych rządów Orbana i czym ona się skończyła? Otóż trzy czwarte tego wzrostu przedsiębiorcy przerzucili na klientów, po prostu wzrosły ceny - mówił w programie "Tak jest" w TVN24 Andrzej Rzońca, główny ekonomista Platformy Obywatelskiej. Z kolei Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego, zwracał uwagę, że "płaca minimalna w Polsce od lat była jedną z najniższych w Europie".
Podczas konwencji programowej w Lublinie prezes PiS Jarosław Kaczyński przedstawił zapowiedź podniesienia pensji minimalnej do 3000 zł na koniec 2020 roku i do 4000 zł na koniec 2023 roku.
- Musimy w tej kadencji i daj Boże w następnych, jeżeli społeczeństwo nas poprze, postawić przede wszystkim na wzrost płac i wzrost dochodów społeczeństwa - przekonywał wówczas.
W relacji do przeciętnej płacy
- Oczywiście wzrost płac to szczytny cel, ale można ten cel realizować z sensem albo bez sensu. Sensowne rozwiązanie proponuje Koalicja Obywatelska w swoim programie "Niższe podatki, wyższa płaca" - komentował zapowiedzi szefa PiS Andrzej Rzońca, główny ekonomista Platformy Obywatelskiej.
- Koalicja Obywatelska proponuje, by wyciągnąć płacę minimalną z przetargu politycznego (...) żeby ona rosła w stałej proporcji z płacą przeciętną, żeby wynosiła 50 procent płacy przeciętnej - dodał.
Rzońca, odnosząc się obietnicy PiS dotyczącej najniższego wynagrodzenia, przytoczył wyniki badania opublikowanego w sierpniu przez amerykańskie czasopismo "The American Economic Review".
- Podobną podwyżkę wprowadziły Węgry za pierwszych rządów (Viktora) Orbana i czym ona się skończyła? Otóż trzy czwarte tej podwyżki płacy minimalnej na Węgrzech przedsiębiorcy przerzucili na klientów, po prostu wzrosły ceny. Ludzie nominalnie zarabiali więcej, ale za te nominalnie wyższe płace niespecjalnie mogli więcej kupić - wskazał Rzońca.
Dodatkowo, jak mówił, "dziesięć procent osób, które wcześniej zarabiały mniej niż nowa podwyższona płaca minimalna, straciło pracę".
- U nas ta podwyżka może być bardzo groźna dla tych osób, które dzisiaj zarabiają dużo mniej, dlatego że to właśnie część z nich może stracić pracę - ocenił główny ekonomista PO.
- Dzisiaj w naszej gospodarce w sześciu sektorach gospodarki płaca przeciętna jest niższa od tej, która wedle obietnicy Kaczyńskiego ma być płacą minimalną. W tych sektorach pracuje 5,5 miliona osób - mówił.
"Sytuacja gospodarcza jest dobra"
Marcin Roszkowski z Instytutu Jagiellońskiego wyjaśniał, że "jeżeli w ciągu czterech lat płaca minimalna ma wzrosnąć o ponad 40 procent, to znaczy, że rocznie to jest około 12 punktów procentowych".
Jak stwierdził, w ubiegłym roku wzrost sięgnął 8 procent. - Do tego jeszcze dochodzi inflacja 2,5-3 punkty procentowe, więc tak naprawdę ten wzrost jest nieco powyżej średniej (...). To znaczy, że ucierpi kilka sektorów, w których wraz ze wzrostem wynagrodzenia nie rośnie produktywność - powiedział.
Roszkowski ocenił, iż "to, że protestują przedsiębiorcy, jest naturalne". Szef Instytutu Jagiellońskiego zwracał uwagę, że "płaca minimalna w Polsce od lat była jedną z najniższych w Europie".
- Sytuacja gospodarcza jest dobra, więc dla przedsiębiorców nie jest to czymś, co zawali ich świat, bo mamy niskie bezrobocie. Dla przedsiębiorców głównym problemem jest kłopot z pracownikami, więc to, czy osoby które zarabiają najmniej, dostaną 2 procent większe wynagrodzenie niż średnia krajowa wzrostu płac to nie jest największy problem polskiej gospodarki - ocenił Marcin Roszkowski.
Autor: mb / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24