Dochody polskiego budżetu ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 w latach 2013-2020 wyniosły około 34,5 miliarda złotych. Połowa tych pieniędzy powinna trafiać na zmiany w energetyce. - Środki zostały tylko i wyłącznie rozliczone na papierze. Nie było wydatkowania dodatkowych środków na transformację energetyczną - stwierdził na antenie TVN24 BiS Marcin Kowalczyk, szef zespołu klimatycznego w WWF Polska. Bartłomiej Sawicki z "Rzeczpospolitej" wskazał, że za tę kwotę można byłoby wybudować 4 bądź 5 elektrowni gazowych.
Unijny system handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS) działa od 2005 roku. Określa on bezwzględny limit lub "pułap" całkowitej ilości niektórych gazów cieplarnianych, które mogą być emitowane każdego roku przez podmioty objęte systemem. Jak wyjaśnia think tank Forum Energii, celem działania unijnego ETS jest doprowadzenie do redukcji emisji gazów cieplarnianych, poprzez uwzględnienie kosztu emisji CO2 w produkcji energii i wyrobów przemysłowych. Ma to sprawić, że wysokoemisyjna działalność stanie się droższa niż w przypadku wykorzystania w niej czystych alternatyw.
Sprzedaż uprawnień do emisji CO2
Poszczególne państwa otrzymują swoją pulę uprawnień, tak zwaną aukcyjną, i sprzedają uprawnienia do emisji CO2 na aukcjach, a kupują je firmy emitujące CO2 do atmosfery, na przykład producenci energii. Środki pozyskane ze sprzedaży uprawnień przez państwa są przychodem ich budżetów. Unijna dyrektywa wskazuje, że przynajmniej 50 proc. przychodów z tej puli powinno trafiać na cele klimatyczne.
Marcin Kowalczyk, szef zespołu klimatycznego w WWF Polska, był pytany na antenie TVN24 Biznes, czy wiemy, gdzie popłynęły te pieniądze i czy jest zagrożenie, że zostały zmarnowane. - Według mojej najlepszej wiedzy te środki zostały tylko i wyłącznie rozliczone na papierze, to znaczy działania, które były podjęte - tak, zgodne z dyrektywą - ale to były działania, które zostały podjęte pomimo tych dodatkowych środków. Nie było wydatkowania dodatkowych środków na transformację energetyczną, zarówno w 2019 roku, jak i wcześniej, jak i prawdopodobnie później - stwierdził.
Kowalczyk tłumaczył wcześniej w rozmowie z portalem energetyka24.com, że "środki, które płyną do budżetu państwa nie są znaczone". - Jednakże Polska ma obowiązek przedkładania raportów o wydatkowaniu co najmniej 50 procent dochodów z uprawnień do emisji lub ich równowartości na rzecz działań proklimatycznych, związanych na przykład z budową odnawialnych źródeł energii czy też promowaniem niskoemisyjnego transportu. Taki obowiązek spoczywa na każdym państwie UE. Do tej pory Komisja Europejska jeszcze nie zakwestionowała ani jednego raportu składanego przez Polskę. Ale pytanie, na ile są to działania nowe, a na ile to po prostu raportowanie czegoś, co i tak by miało miejsce - stwierdził.
Dochody ze sprzedaży uprawnień
W 2020 roku dochody państwa ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 wyniosły prawie 14 mld zł. W 2019 roku była to kwota ponad 10,8 mld zł: 6,2 mld zł trafiło do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, z tego 1,1 mld zł popłynęło do Funduszu Inwestycji Zielonych, m.in. na program Mój Prąd.
Pieniądze z uprawnień popłynęły również na rekompensaty za wzrost cen energii w 2019 roku, ale - jak mówił Bartłomiej Sawicki z "Rzeczpospolitej" - środki trafiły nie tylko na cel socjalny, czy polityczny. - To także dwa flagowe i (...) pozytywne programy, jeżeli chodzi o transformację energetyczną, czyli program Czyste Powietrze i program Mój Prąd. Program Mój Prąd (warty ponad 1 mld zł - red.) był zasilany właśnie z funduszu ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 - wskazywał.
Jak zauważył Sawicki, ledwie ten 1 mld zł sprawił, że Polska stała się ewenementem na skalę całej Unii Europejskiej. - Kraj położony na północy miał jeden z największych przyrostów mocy fotowoltaicznej w całej Unii Europejskiej. W pewnym momencie mieliśmy więcej przyrostów mocy w fotowoltaice, w energii słonecznej niż słoneczna Hiszpania czy Włochy - zwracał uwagę. Jego zdaniem, to pokazuje, że Polska potrafi robić projekty, tylko rząd "musi chcieć zaangażować większą część środków".
Zdaniem Marcina Kowalczyka "biorąc pod uwagę, że w samym okresie od 2013 do 2020, mówimy o 30 miliardach złotych, to 1,1 miliarda, to kropla w morzu".
W latach 2013-2020, czyli od początku aukcyjnej sprzedaży uprawnień do emisji, budżet państwa zasiliło ok. 34,5 mld zł. Bartłomiej Sawicki z "Rzeczpospolitej" zwrócił uwagę, że z dochodów ze sprzedaży uprawnień można byłoby wybudować 4 bądź 5 elektrowni gazowych, o mocy 4 gigawatów każda. - To prawdopodobnie mogłyby być 4 czy 5 elektrowni gazowych, tak bardzo potrzebnych, biorąc pod uwagę źródło, na jakie chcemy przejść, a więc odnawialne źródło energii. Źródła gazowe są bardziej elastyczne aniżeli węglowe i pozwalają znacznie lepiej i szybciej odpowiadać na zmienną produkcję energii elektrycznej (jako uzupełnienie energii z OZE - red.) - tłumaczył Sawicki.
Kto odpowiada za wzrost cen prądu?
Marcin Kowalczyk, szef zespołu klimatycznego w WWF Polska, był pytany o twierdzenia rządzących, że to UE - poprzez system ETS i politykę klimatyczną - jest odpowiedzialna za wzrost rachunków za energię elektryczną. - Owszem, uprawnienia do emisji mają pewien pośredni wpływ na wysokość rachunków za energię, ale w ciągu kilku ostatnich miesięcy, kiedy nastąpił prawdziwy kryzys energetyczny, głównym czynnikiem zwiększającym ceny energii był koszt samych nośników energii, czyli węgla, gazu, które w gwałtowny sposób wzrósł w całej Unii Europejskiej, również poza - wyjaśniał.
- To wynika z różnych powodów: politycznych, podażowych czy popytowych. Ale tak naprawdę w okresie, kiedy nastąpił ten największy wzrost cen energii, ceny uprawnień do emisji były względnie stabilne - dodał.
Sawicki zwracał uwagę, że rząd przygotował analizę, z której ma wynikać, że udział uprawnień do emisji CO2 w cenach energii elektrycznej wynosi blisko 60 procent. - Ja bym jednak polemizował z tą liczbą, ona jest moim zdaniem zbyt wysoka, ale to jest około 40-50 procent - wskazał dziennikarz "Rz". - Nie da się ukryć, że ceny uprawnień do emisji CO2 są na pewno jednym z największych składowych podwyżek cen energii - dodał.
Jednocześnie to właśnie wzrost cen uprawnień ma być głównym czynnikiem zmuszającym do transformacji energetycznej. Z tego powodu pula dostępnych na rynku uprawnień z roku na rok maleje, zgodnie z celami redukcyjnymi UE. Na wzroście cen cierpią gospodarki, których energetyka oparta jest na węglu - w przypadku Polski to 70 proc. miksu energetycznego. Zwłaszcza, jeśli rządzący odchodzenie do węgla wolą odwlekać.
Ceny uprawnień mocno w górę, Polska zarabia
Wydaje się, że już te 35 miliardów z lat 2013-2020 to olbrzymie pieniądze. Ceny uprawnień w ostatnim czasie rosną jednak w zawrotnym tempie i rok 2021 będzie rekordowy, jeśli chodzi o wpływy budżetu z tego tytułu.
W połowie grudnia Polska sprzedała sprzedała na aukcji na giełdzie łącznie 2 074 500 uprawnień do emisji CO2 po 79,29 euro. Na wcześniejszej aukcji 8 grudnia Polska sprzedawała uprawnienia za rekordowe 87,45 euro. Łącznie w 2021 roku do polskiego budżetu trafi z tytułu sprzedaży uprawnień około 25 mld zł.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock