Porwanie oficera estońskiego kontrwywiadu grozi największym od lat kryzysem na linii Moskwa - Tallin. To pierwszy tak brutalny incydent w wojnie wywiadów obu państw. Ta wojna trwa od momentu odzyskania przez Estonię niepodległości. Policja Bezpieczeństwa (KAPO) na brak zajęcia nie może narzekać. I może pochwalić się też sukcesami.
Policja Bezpieczeństwa - Kaitsepolitsei (KAPO) to niewielka, ale uważana na Zachodzie za jedną z najlepszych i najbardziej odpornych na rosyjskie wpływy służb specjalnych w byłych państwach komunistycznych. Także Rosja uważa estońskie służby za trudnego przeciwnika, jednego z najtrudniejszych w Europie.
W tej rywalizacji nie wszystkie wpadki i nie wszyscy schwytani szpiedzy są ujawniani. Bez wątpienia największy rozgłos miała sprawa Simma - raport z wewnętrznego dochodzenia w NATO określił go jako rosyjskiego szpiega, który zaszkodził Sojuszowi najbardziej w historii.
Z sowieckiej milicji do niepodległej Estonii
Herman Simm w latach 80. zaczął robić karierę w milicji Estońskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Jako inspektor kryminalny pojechał do Moskwy na studia w Akademii Spraw Wewnętrznych ZSRR. Dorabiał sobie, sprzedając w stolicy zachodni towar z Finlandii. Nawet bowiem za czasów sowieckich Estonia zachowała bliskie więzi z sąsiadem z północy. Przejawiało się to także w dobrze zorganizowanym przemycie. A Estonia była uważana w ZSRR za najbardziej „zachodnią” republikę. Wracając do Simma. W końcu wpadł na nielegalnym handlu towarem z Zachodu. Komunistyczna bezpieka w takich sytuacjach często stawiała przed złapanym wybór: albo współpraca, albo... Simmowi KGB zagroziło dyscyplinarnym wyrzuceniem z milicji. Wybrał współpracę. Nie wiadomo co w ostatnich latach sowieckiego panowania w Estonii robił dla mocodawców z Łubianki. Archiwa estońskiego KGB wywieziono z Tallina w 1991 r. A przed Simmem otworzyła się droga do kariery w niepodległej Estonii. Jak to możliwe w przypadku wysokiego funkcjonariusza sowieckiej milicji? Decydujące były wydarzenia z 15 maja 1990. Simm był jednym z milicjantów broniących budynku Rady Najwyższej („parlament” sowieckiej republiki estońskiej) przed tłumem radykałów prorosyjskich. Został poważnie poturbowany, ale zyskał zaufanie nowych elit rządzących. Niebawem trafił do ministerstwa obrony.
Wujek Herman
Robiącemu karierę Simmowi mogło się wydawać, że wystarczy po prostu zapomnieć o paru latach współpracy z KGB. Nic bardziej mylnego. Łubianka nie zapomina o swoich agentach. W 1995 r. pojawili się u Simma oficerowie wywiadu rosyjskiego SWR. Po raz kolejny zaszantażowali Estończyka - teraz ujawnieniem przeszłości. Tak Simm tłumaczył się potem w czasie procesu. Trudno jednak nie zauważyć, że za tę rzekomo wymuszoną szantażem współpracę brał od Rosjan duże pieniądze. Dostawał nawet 1 tys. euro miesięcznie. A do tego premie za wyjątkowo wartościowe informacje. Efekt? W momencie zatrzymania Herman i jego żona Heete mieli siedem nieruchomości (w tym wielki apartament w stolicy) i parę bardzo drogich działek budowlanych. Przez lata nikogo nie dziwiły duże sumy, jakie Simmowie mieli dostawać od rzekomych krewnych z Zachodu. Pierwsze wątpliwości wobec osoby Simma pojawiły się w 2000 r. Wtedy szef wywiadu wojskowego mjr Riho Juhtegi spotkał się z szefem KAPO Jüri Pihlem. Prosił kontrwywiad o zainteresowanie się Simmem, który miał wykazywać stanowczo wykraczające poza kompetencje zainteresowanie wojskowymi służbami. Nie wiadomo, czy KAPO zajęła się Simmem, a jeśli tak, to zapewne nie znalazła nic podejrzanego, bo już w 2001 r. Simm awansował. Na stanowisko szefa świeżo powstałego departamentu bezpieczeństwa ministerstwa obrony. Zyskał dostęp do najważniejszych tajemnic estońskiego państwa. A potem Estonia wstąpiła do NATO i przed Simmem otworzyły się nowe możliwości.
Od 2004 roku regularnie gościł w siedzibie NATO w Brukseli. Łatwo zdobywał sympatię i zaufanie. Nazywano go “wujkiem Hermanem”. Wzorowy urzędnik, lubiany przez kolegów wyróżniał się nienawiścią do Rosjan. Dlatego tak długo nikt go nie podejrzewał. Ogromnym zaskoczeniem dla KAPO musiała być więc informacja od jednej z sojuszniczych służb.
Oficer prowadzący Jesus
Z informacji ujawnionych w czasie procesu i z opublikowanego przez prokuraturę raportu wyłania się sposób, w jaki Simm współpracował z Moskwą. Żeby zminimalizować prawdopodobieństwo wpadki, SWR nie prowadziła swojego cennego agenta przy pomocy „dyplomatów” rosyjskich pracujących w Estonii. To dlatego po zatrzymaniu Simma Estończycy nie wydalili z kraju żadnych agentów rosyjskich. Simm spotykał się 3-4 razy w roku w różnych europejskich krajach z dwójką oficerów SWR, zidentyfikowanych później jako Walerij Zencow i Siergiej Jakowlew. Ten drugi używał fałszywej tożsamości portugalskiego biznesmena Jesusa Amoretta Grafa. I to przez Grafa trafiono na trop Simma. Przyczyniła się do tego wpadka agenta SWR przy próbie werbunku innego ważnego urzędnika w innym kraju NATO. Ten zgłosił to kontrwywiadowi, który, rozpracowując „Jesusa”, namierzył Simma. Najprawdopodobniej miało to miejsce w 2006 r. To wtedy nieoczekiwanie Estończyk stracił stanowisko szefa departamentu bezpieczeństwa w resorcie obrony. Ograniczyło to jego dostęp do tajnych informacji, choć jako doradca ministra wciąż mógł kopiować i przekazywać Rosjanom poufne analizy. Tymczasem służby kilku krajów NATO przygotowały wspólnie prowokację. Estończyk dostał w ręce spreparowany dokument z przygotowanymi specyficznymi informacjami. Dzięki temu służby zachodnie upewniły się co do zdrady Simma, gdy dowiedziały się, że „informacjami” dysponują Rosjanie. 21 września 2009 funkcjonariusze kontrwywiadu estońskiego zatrzymali Simma i jego żonę, która wiedziała o jego pracy dla Rosjan.
„Katastrofa”
Simm był ważnym źródłem wiedzy dla Moskwy. Przekazał blisko 3 tys. tajnych dokumentów rosyjskiej Służbie Wywiadu Zagranicznego (SWR). Najgorsze, że nie tylko dotyczących wyłącznie Estonii. Simm przekazał Rosjanom tyle ważnych informacji na temat NATO, że znający sprawę niemiecki urzędnik, cytowany przez „Der Spiegel”, całą aferę z Simmem podsumował jednym słowem: „katastrofa”. Jeszcze przez wiele miesięcy po aresztowaniu Estończyka specjalny zespół oceniał skalę szkód, jakie wyrządziła Sojuszowi działalność Simma. W latach 2004-2006 wszystkie dokumenty z NATO i krajów sojuszniczych przychodzące do Estonii przechodziły przez ręce Simma. Wewnętrzne dochodzenia ws. potencjalnych szkód wyrządzonych przez zdradę Estończyka wszczęły kontrwywiady m.in. Norwegii, Francji i Niemiec. Co ciekawe, według „Der Spiegel”, Estończyk był podwójnym agentem – na początku lat 90. zwerbować go miał wywiad niemiecki. Za pieniądze Simm dostarczał BND informacje o aktywności rosyjskiego wywiadu w krajach bałtyckich. Współpraca miała być przerwana tuż przed wejściem Estonii do UE (2004 r.). Proces Simma toczył się za zamkniętymi drzwiami. 25 lutego 2009 roku zapadł wyrok. Simm dostał 12,5 roku więzienia i grzywnę w wysokości 1,7 mln dolarów. Zdrajca uniknął maksymalnego wymiaru kary (15 lat), bo w czasie śledztwa przyznał się do winy i współpracował z prokuratorami.
Żona szpiega
Kierownictwo KAPO przyznało potem, że wiedza zdobyta przy sprawie Simma bardzo pomogła w rozpracowaniu innego rosyjskiego szpiega. 22 lutego 2012 na lotnisku w Tallinie funkcjonariusze kontrwywiadu zatrzymali Aleksieja i Wiktorię Dressen. Kobietę w momencie, gdy wsiadała na pokład samolotu lecącego do Moskwy. Miała przy sobie tajne materiały, otrzymane chwilę wcześniej w hali odlotów od męża. W tej historii jest dużo podobieństw do sprawy Simma. Aleksiej Dressen także przed 1991 r. pracował w milicji. Prawdopodobnie już wtedy KGB nawiązało z nim kontakt, odświeżony potem przez FSB. Już w 1993 r. Dressen dostał się do KAPO, z czasem stając się jednym z najbardziej doświadczonych funkcjonariuszy. Przez lata zajmował się walką z przestępczością gospodarczą, ale w 2007 r. trafił na odcinek dużo bardziej atrakcyjny dla mocodawców z Łubianki – zaczął rozpracowywać grupy ekstremistyczne. Współpraca Dressena z FSB zaczęła się jeszcze przed 2007 r. Do spotkań szpiega z oficerami rosyjskimi, tak jak w przypadku Simma, dochodziło w krajach trzecich. Dressen bywał też w Moskwie, ale gdy, zajął się prorosyjskimi ekstremistami, nie mógł już pojechać do Rosji – taka zasada obowiązuje w KAPO. Prawdopodobnie wtedy rolę kuriera przyjęła jego żona Wiktoria. Pod pozorem działalności biznesowej często jeździła do Moskwy. Małżeństwo doskonale się maskowało, nie szastając pieniędzmi otrzymywanymi od FSB. Śledczy znaleźli 20 tys. euro w gotówce. W lipcu 2012 r. Aleksiej dostał 16 lat więzienia, a Wiktoria 6 lat w zawieszeniu. W 2013 r. KAPO aresztowała swego byłego pracownika technicznego (zajmował się podsłuchami), Vladimira Veitmana. Veitman pracował już w KGB, ale, gdy tworzono KAPO nowe estońskie władze sięgnęły po tych byłych funkcjonariuszy sowieckiej bezpieki, którzy nie zajmowali się represjami politycznymi, m.in. tak potrzebnych specjalistów technicznych. Veitman został zwerbowany przez SWR w 2002 r. Teraz odsiaduje wyrok 15 lat więzienia.
Skuteczna jak KAPO
Zdaniem brytyjskiego dziennikarza Edwarda Lucasa, autora książki o szpiegowskiej wojnie Rosji z Zachodem, Estonia ma dziś najlepszy w Europie program kontrwywiadowczy na kierunku rosyjskim. Z trzech powodów. Po pierwsze, Estończycy nie wyciszają i nie bagatelizują przypadków zatrzymania i deportacji rosyjskich szpiegów-nielegałów (jak zrobiły to, choćby USA w 2010 r. z tzw. siatką Anny Chapman). Po drugie, szpiedzy dostają na ogół maksymalne możliwe wymiary kary i trafiają do więzienia zamiast na cichą wymianę za zachodnich agentów złapanych przez Rosję. Po trzecie, Estończykom całkiem dobrze wychodzi ich własna wojna informacyjna z rosyjską propagandą. Przykładem tego ostatniego są roczniki, w których KAPO ze szczegółami obnaża szpiegowskie praktyki Moskwy i wręcz wymienia z nazwy i nazwiska organizacje i osoby, które podejrzewa o związki z rosyjskim wywiadem. Ukazujący się od 1998 r. rocznik (Aastaraamat) był pierwszą tego typu publikacją na świecie.
Z raportów KAPO wynika, że Rosja miesza się do estońskiej polityki i wpływa na opinię publiczną. Co najbardziej interesuje rosyjskich szpiegów w Estonii? Służby specjalne, polityka NATO i UE, obiekty wojskowe, rosyjska społeczność. Ze strony rosyjskiej działają w Estonii Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB), Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) i Zarząd Główny Wywiadu Sztabu Generalnego (GRU). KAPO uważnie obserwuje, kto planuje inwestować w Estonii i, gdzie. Czy są to rosyjskie firmy, czy firmy z innych krajów, ale z rosyjskim kapitałem. Pamięta się wypowiedź Władimira Putina z 20 grudnia 2010 r., kiedy prezydent Rosji podkreślił, że należy bronić rosyjskiego biznesu za granicą i, że konieczne jest wykorzystanie technicznego i intelektualnego potencjału rosyjskiego wywiadu dla realizacji interesów gospodarczych państwa. Drugim ważnym narzędziem wpływu Rosji są media. KAPO podkreśla, że przysyłani do Estonii korespondenci są pod bezpośrednią kontrolą Moskwy. Wśród narzędzi informacyjnego wpływu KAPO wymienia agencje ITAR-TASS, RIA Nowosti, kilka telewizji, kilka gazet, a nawet popularne portale społecznościowe. „Szybko rozwijają się metody pozyskiwania elektronicznej informacji wywiadowczej, zmienia się też przykrycie wywiadowców. Coraz mniejsze znaczenie ma wykorzystanie przykrycia dyplomatycznego. W przypadku rosyjskiego wywiadu możemy skonstatować wykorzystanie wywiadowców-nielegałów i przykrycia biznesowego, a także tworzenie i utrzymywanie kontaktów w krajach trzecich” - pisała w raporcie w 2011 r. KAPO.
Autor: Grzegorz Kuczyński //kka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock, NATO, kapo.ee