Informacje o możliwych związkach Tamerlana Carnajewa z terroryzmem dostała także CIA - informuje "Washington Post". Na jej wniosek nazwisko Czeczena trafiło do ogólnokrajowej bazy nazwisk podejrzanych. Ale FBI prawdopodobnie o tym nie wiedziało. W efekcie Tamerlan zniknął z "radaru" służb USA w kluczowym momencie, gdy wracał po półrocznym pobycie w Rosji.
CIA umieściła jednego z zamachowców z Bostonu na amerykańskiej krajowej liście antyterrorystycznej ponad rok przed atakami - donosi "Washington Post", powołując się na urzędników. Nastąpiło to po sygnałach ze strony rosyjskiej, która także, oddzielnie, informowała o sprawie FBI.
Rosjanie do CIA
Rosyjskie władze kontaktowały się z CIA na jesieni 2011 i informowały o swoim zaniepokojeniu osobą Tamerlana Carnajewa, postrzegając go jako coraz radykalniejszego islamistę.
CIA odmówiła komentowania swojej roli w sprawie. Anonimowy przedstawiciel agencji powiedział tylko, że CIA "wnioskowała o umieszczenie Carnajewa w systemie obserwacyjnym" i podzieliła się wszelką informacją uzyskaną od Rosjan. Przyznał, że FSB przekazała CIA niemal identyczną informację, co FBI.
FSB miała przekazać informacje dotyczące Tamerlana Carnajewa przedstawicielom CIA w Moskwie we wrześniu 2011. Wśród materiałów miały być dwie możliwe daty urodzin Czeczena oraz zpis jego nazwiska w cyrylicy. Materiał został przesłany do siedziby CIA 4 października 2011, a dwa tygodnie później do Narodowego Centrum Antyterrorystycznego, które zarządza bazą danych dotyczących możliwego zagrożenia terroryzmem.
Na wniosek CIA, Narodowe Centrum Antyterroryzmu dodało Carnajewa do bazy danych znanej pod skrótem TIDE, z której informacji korzystają wszystkie instytucje zajmujące się bezpieczeństwem, także FBI ze swoją listą podejrzanych o związki z terroryzmem. Stało się to już kilka miesięcy po zamknięciu sprawy przez FBI.
- Były podejrzenia, że mółby mieć jakiegoś rodzaju powiązania z terroryzmem. Zrobiliśmy wszystko od strony prawnej co mogliśmy z tą odrobiną informacji, którą mieliśmy. Nie znaleźliśmy niczego - mówi rzecznik FBI Paul Bresson.
Ujawnienie udziału w całej sprawie także CIA, wskazuje, że amerykańskie władze miały dużo więcej powodów, niż dotąd myślano, by bliżej zająć się Tamerlanem Carnajewem. Pojawia się pytanie, dlaczego władze amerykańskie nie zainteresowały się Czeczenem po jego powrocie do USA i nie sprawdzały go po półrocznym pobycie w Rosji.
Znikające nazwisko
Starszy z braci Carnajewów poleciał do Rosji 12 stycznia 2012, niecałe trzy miesiące po tym, jak jego nazwisko tafiło na listę TIDE na wniosek CIA.
Podczas zeznań we wtorek w Kongresie, sekretarz bezpieczeństwa krajowego Janet Napolitano przyznała, że władze odnotowały wyjazd Carnajewa, ale już nie jego powrót. - System"wyłączył" się, gdy on opuścił USA. Do czasu, gdy wrócił, wszystkie dochodzenia zostały zamnięte - powiedziała Napolitano. Miała na myśli decyzję FBI z lipca 2011 o zamknięciu sprawy Carnajewa w związku z uznaniem, że nie stanowi on zagrożenia. Prawdopodobnie na skutek takiej decyzji niecały rok później nazwisko Carnajewa zniknęło także z bazy danych służb celnych - stało się to na kilka dni przed powrotem Tamerlana do USA. To dlatego władze w ogóle nie zarejestrowały tego faktu.
Ale Carnajew był wciąż na liście TIDE, gdy wracał do USA. Gdyby służby celne zaalarmowały FBI o powrocie Czeczena, Biuro mogłoby mieć powody do dalszego rozpracowywania przyszłego zamachowca. Ale FBI nie zostało poinformowane, co więcej, nie jest nawet jasne, czy Biuro miało wiedzę, iż nazwisko Carnajewa zostało dodane do bazy TIDE na wniosek CIA.
Luki w systemie
Cała sprawa wywołuje niepokój wśród kongresmenów, którzy wskazują groźne luki w systemie prześwietlania podejrzanych o terroryzm stworzonym po zamachach 11 września 2001.
- Jestem bardzo zaniepokojona tym, że wciąż poważnym problemem dzielenie się informacją, w tym krytyczną informacją śledczą - mówi senator Susan Collins, republikanka z Maine. Urzędnicy przyznają, że sprawa zamachu w Bostonie skłania FBI i inne agencje do przeprowadzenia oceny, czy procedury i systemy wymiany informacji trzeba ponownie zmienić.
Autor: //gak/k / Źródło: Washington Post