Izrael ostrzegał pokazując przykład Warszawy. USA "chowały głowę w piasek"

Aktualizacja:

"Izraelscy dyplomaci przez całe miesiące zwracali USA uwagę na radykalizujące się nastroje w krajach arabskich, ale Waszyngton chował głowę w piasek i usprawiedliwiał działania nowych władz w krajach takich jak Tunezja i Egipt" - pisze wydawany w Jerozolimie dziennik "Haarec" w swoim internetowym wydaniu. Izraelczycy niepokojące znaki widzieli m.in. w odwołaniu tunezyjskiej ambasador z Warszawy i powołaniu w jej miejsce mężczyzny.

Wysoki rangą przedstawiciel ministerstwa sprawa zagranicznych Izraela powiedział gazecie, że Stany Zjednoczone przez ostatnie miesiące w ogóle nie chciały słuchać głosów napływających z Tel Awiwu.

"Administracja Obamy, która wspomagała w walce z reżimami kraje takie jak Tunezja, Egipt i Libia, kompletnie straciła kontrolę nad tym, co dzieje się w regionie i jest teraz zupełnie bezsilna wobec zachodzących tam zmian" - pisze dziennik.

Przez Warszawę do celu

Zdaniem "Haareca" ataki na amerykański konsulat w Bengazi oraz ambasady w Kairze, Sanie i Tunisie dowiodły tego w ostatnich dniach, a dodatkowo pokazały, że nowowybrane władze w tych krajach "nie mają najmniejszej ochoty na zmianę nastrojów opinii publicznej w tym względzie".

W trakcie jednego z ostatnich spotkań, które odbyło się tydzień temu w Jerozolimie, zastępca sekretarza stanu USA ds. bliskowschodnich A. Elizabeth Jones miała wysłuchać przedstawiciela ministerstwa sprawa zagranicznych Izraela, który podawał kilka przykładów tego, że sytuacja w północnej Afryce zmierza w bardzo złym kierunku.

"Jako przykład podano Tunezję, w której nastroje po wolnych wyborach miały być dość umiarkowane, mimo dojścia do władzy Bractwa Muzułmańskiego. Kilka tygodni temu ambasador Izraela w Polsce poinformował jednak, że jego odpowiedniczkę z Tunezji nagle wezwano do kraju i w ciągu kilku dni w Warszawie na jej stanowisku pojawił się nowy dyplomata. Ambasador Izraela dodał przy tej okazji, że w ostatnich tygodniach na całym świecie ze swoich misji zostało zawróconych do Tunisu pięć kobiet sprawujących funkcję ambasadora" - pisze dziennik.

Ambasada Izraela w Waszyngtonie została uczulona, by jak najszybciej poinformować o tym Departament Stanu USA. "Kilka dni później amerykańscy urzędnicy stwierdzili w piśmie, że zmiany na tych stanowiskach to ostatni etap wymiany kadry dyplomatycznej po reżimie, który ustąpił i nie mają żadnego związku z dyskryminacją kobiet" - podaje "Haarec".

Ignorancja się nie opłaciła

Tel Awiw zbadał sprawę i okazało się, że wielu ambasadorów (mężczyzn) poprzedniego reżimu nie zostało odwołanych z placówek. "Wiedzieliśmy, co się dzieje, ale Amerykanie woleli znajdować wymówki" - powiedział cytowany przez gazetę wysoki rangą urzędnik izraelskiego MSZ.

Jego zdaniem sytuacja przedstawia się równie źle w Egipcie, a prezydent Barqack Obama mówiący, że "Egipt nie jest teraz ani przyjacielem, ani wrogiem" to "prawdziwa katastrofa".

"USA zaczynają rozumieć, co się stało" - kończy przedstawiciel izraelskiego MSZ. Jeszcze lepiej sytuację ocenił z wyprzedzeniem gabinet premiera Benjamina Netanjahu, który postarał się o najlepszy czas antenowy dla szefa rządu i doprowadził do powstania za oceanem serii wywiadów izraelskiego przywódcy.

W niedzielny poranek na antenach największych amerykańskich stacji telewizyjnych Netanjahu ma powiedzieć Amerykanom, co zrobili na Bliskim Wschodzie i dlaczego w kontekście antyamerykańskich nastrojów w regionie potrzebne jest teraz wyznaczenie "nieprzekraczalnej linii" reżimowi w Teheranie.

Autor: adso\mtom / Źródło: Haaretz

Raporty: