Kierowca zarejestrowanego w Polsce busa dostawczego zginął w wypadku w pobliżu francuskiego miasta Calais we Francji, do którego doszło we wtorek nad ranem z powodu ustawionej przez migrantów na drodze blokady z pni drzew. Na razie nie poinformowano, z jakiego kraju pochodził kierowca. Wiceszef MSZ Konrad Szymański przekazał, że polskie służby konsularne monitorują sprawę.
Do wypadku doszło przed godziną 4 rano na autostradzie A16 w rejonie miasta Guemps, około 15 kilometrów od Calais. Przed ustawioną na drodze blokadą trzy pojazdy gwałtownie zahamowały. Bus, który jechał z tyłu, uderzył w jeden z samochodów ciężarowych i stanął w płomieniach.
Auto, które uległo wypadkowi, było zarejestrowane w Polsce. Kierowca zginął na miejscu. Dziennik "Le Figaro", powołując się na władze prefektury Pas-de-Calais, pisze, że jego tożsamość nie jest znana na tym etapie "z uwagi na stan ciała".
Wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański poinformował, że sprawę monitorują polskie służby konsularne. - Sprawdzamy, co się tak naprawdę stało i czy zostali poszkodowani polscy obywatele. Na dzisiaj nie mamy żadnych innych informacji - wyjaśnił.
W sprawie wszczęto śledztwo. Zatrzymano dziewięciu pochodzących z Erytrei migrantów - napisano na portalu Radia Europe1. Byli w jednym z pojazdów stojących przed blokadą.
Obozowisko zostało zlikwidowane
To pierwszy wypadek spowodowany blokadą drogi ustawioną przez migrantów od początku kryzysu migracyjnego w 2014 roku - pisze AFP. Montowanie takich prowizorycznych blokad przez uchodźców w tym rejonie było codzienną praktyką, gdy istniała jeszcze "dżungla". Migranci, najczęściej nocą, blokowali drogę, by spowolnić jadące w kierunku Wielkiej Brytanii pojazdy i chowali się nieopodal, usiłując później wejść do zatrzymujących się samochodów.
"Le Figaro" pisze, że blokada drogi niedaleko Calais oznacza, że migranci wrócili na ten terem pomimo zlikwidowania nielegalnego obozowiska.
Na początku czerwca około 20 migrantów zbudowało na autostradzie A16 blokadę w rejonie miasta Marck.
Imigranci wrócili do Calais
W rejonie Calais, na północy Francji, gdzie w październiku ubiegłego roku zlikwidowano dzikie obozowiska nazywane "dżunglą", koczuje obecnie 400-600 migrantów - pisze we wtorek AFP. Jak donosi francuski dziennik "Le Figaro" na swej stronie internetowej, uchodźcy wracają do Calais wraz z nadejściem dobrej pogody. Pochodzący w większości z Erytrei i Sudanu migranci liczą, że uda im przedostać się do Wielkiej Brytanii.
2 marca lokalne władze zakazały rozdawania posiłków migrantom w Calais, jednak na wniosek wielu organizacji sąd cofnął tę decyzję. W uzasadnieniu argumentowano, że choć sąd rozumie intencje władz, takie kroki pozbawiają "grupę ludzi będących w bardzo trudnej sytuacji" niezbędnego do życia pożywienia.
O powrocie migrantów do Calais informowano już w styczniu. Gdy pod koniec października zlikwidowano obozowisko w Calais, gdzie przebywało około 7 tysięcy osób, francuski rząd zapowiadał, że władze brytyjskie przyjmą około 2 tysięcy nieletnich, którzy są samotni lub w "wyjątkowo trudnej sytuacji". Jednak na około dwa miesiące po likwidacji "dżungli", zaczęli tam wracać nieletni, których przyjęcia odmówiła Wielka Brytania.
W "dżungli" żyli mężczyźni, kobiety i dzieci, głównie z Afganistanu, Sudanu czy Erytrei. Napływający w okolice Calais migranci początkowo liczyli, że przedostaną się stamtąd kanałem La Manche do Wielkiej Brytanii. Jednak władze zabezpieczyły zarówno znajdujący się tam wlot tunelu pod kanałem La Manche, jak i obwodnicę prowadzącą do portu, skąd odpływają statki do Wielkiej Brytanii.
Z braku możliwości pokonania kanału La Manche coraz więcej migrantów zostawało w prowizorycznym obozowisku, które mieściło się około godziny drogi na piechotę od centrum Calais.
Autor: kg,pk\mtom,rzw/jb / Źródło: PAP, Le Figaro,TVN24