Wchodzi do galerii. Idzie prosto do toalety i znika w niej na... trzy godziny. Gdy wychodzi, zdaje sobie sprawę, że sklep jest już zamknięty. Mężczyzna nie traci zimnej krwi. Jego obecność uruchamia system antywłamaniowy. A on spokojnie wciska jeszcze guzik, którym wzywa strażaków. Po chwili zostaje wybawiony z opresji. "Sklepowy więzień" tłumaczył, że zagadał się przez telefon.
Niedziela na terenie Galerii Dworcowej w Głogowie. Godzina 17.19: do toalety na wchodzi mężczyzna. Kilkadziesiąt minut później, o godzinie 18.05, pracownicy zamykają obiekt. Uruchamiają też systemy zabezpieczeń. Nie przypuszczają, że w toalecie został jeden z klientów. Mijają kolejne minuty.
O godzinie 20.13 drzwi toalety otwierają się. Ze środka wychodzi mężczyzna. Ten sam, który wszedł tam niemal trzy godziny wcześniej. Swoje kroki kieruje prosto do wyjścia. W tym samym momencie automatycznie uruchomia się system antywłamaniowy. Mężczyzna odbija się jednak od drzwi. Wygląda na zdezorientowanego, ale nie traci zimnej krwi. Staje przed przyciskiem alarmowym. Naciska guzik i wzywa strażaków. Jest spokojny. Zaciera ręce i czeka. Zanim na miejscu pojawią się służby klient wolnym krokiem przechadza się po galerii.
"Stracił rachubę czasu"
- Zdarzył się taki incydent. Klient wszedł do toalety i wyszedł, gdy galeria została zamknięta. Mężczyzna tłumaczył, że stracił rachubę czasu, rozmawiał tak długo przez telefon, wychodząc z toalety zobaczył, że galeria jest zamknięta i zdziwił się - opisuje Agnieszka Niewiada-Mikołajczyk z administracji galerii. Podkreśla jednak, że nic nie zostało uszkodzone ani skradzione. - Policja nie brała w tym udziału. To sprawa między nami a tym panem - mówi Niewiada-Mikołajczyk.
Do zdarzenia doszło w Głogowie:
Autor: tam//ec/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Galeria Dworcowa w Głogowie/ TVN24