- Miała kosztować zero wysiłku i zero złotych, finalnie kosztowała nas około 80 milionów - mówiła w czwartek o reformie oświaty wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska. Wymieniała również problemy, z jakimi borykają się stołeczne szkoły po starcie nowego roku szkolnego.
Na czwartkowej konferencji prasowej wiceprezydent miasta zwróciła uwagę na koszty poniesione w związku z reformą oświaty. Jak podaje ratusz, chodzi między innymi o adaptację przestrzeni na potrzeby podwójnego rocznika. "Pokoje nauczycielskie, schowki, czytelnie, a nawet części korytarzy zamieniono w sale lekcyjne. Największe z sal rozbito na mniejsze" - czytamy w komunikacie ratusza.
Wiceprezydent stolicy zaznaczyła, że "koszty z każdej placówki zostaną dokładnie podliczone, a rachunek wystawiony Ministerstwu Edukacji Narodowej". Jak stwierdziła, finalnie reforma kosztowała urząd miasta 80 milionów złotych.
"Największe koszty ponieśli uczniowie"
Do tej pory w klasach pierwszych szkół ponadgimnazjalnych Warszawa przyjmowała około 19 tysięcy uczniów. W tym roku - w wyniku skumulowania roczników - do warszawskich szkół trafiło ponad 40 tysięcy uczniów.
- To oznacza, że przy olbrzymim wysiłku naszym, samorządów i dyrektorów udało nam się zorganizować ponad 40 tysięcy miejsc, tak aby każde dziecko znalazło miejsce w swojej szkole. Nie mówię, że wymarzonej, powtarzałam to wielokrotnie – kontynuowała Kaznowska.
I dodała, że największe koszty ponieśli uczniowie. - Bo to są roczniki, które o sobie mówią: "jesteśmy rocznikami naznaczonymi, skrzywdzonymi". Ja muszę młodzieży przyznać rację.
Dłuższe lekcje, większe klasy
Wiceprezydent miasta mówiła też o wydłużenie czasu pracy, od jednej do nawet trzech godzin w szkołach. I podała przykłady.
Według niej do najbardziej ekstremalnych przypadków należy szkoła przy Żuromińskiej, gdzie zajęcia rozpoczynają się po godzinie 7 i trwają do 19.30. Przy Żywnego – do 18.15, przy Felińskiego – do 17.50, przy Objazdowej do 17.40, a przy gen. Zajączka – do 17.30.
- Mówię o zajęciach obowiązkowych. Jeżeli dołożymy dodatkowe, młodzież kończyć będzie zajęcia o godzinie 19-20. Dlatego mówię o krzywdzie dzieci – podała wiceprezydent miasta. I dodała, że realnym zagrożeniem była możliwość nauki w soboty, czego udało się uniknąć.
Kolejnym problemem, o którym wspomniała Kaznowska, była konieczność zwiększenia liczby uczniów w klasach. - Mnóstwo klas liczy w tym roku 34 osoby, a nawet więcej – poinformowała.
Jak dodała, w Warszawie brakuje obecnie 3899 pedagogów. Poszukiwani są nauczyciele języka polskiego, matematyki, fizyki, chemii, biologii, języków obcych (szczególnie angielskiego) i praktycznej nauki zawodu. - Mamy bardzo duże problemy w technikach i szkołach branżowych I stopnia – dodała. I mówiła że jest wiele przypadków, gdzie jeden nauczyciel uczy w trzech, czterech, a nawet pięciu szkołach.
- Trudno jest budować więzi uczeń-mistrz, kiedy ten mistrz wpada na 45 minut i biegnie na drugi koniec dzielnicy, bo za chwileczkę ma kolejne zajęcia – stwierdziła.
"Rozpoczął się ekonomiczny demontaż oświaty"
Kaznowska wspomniała również o kwestiach finansowych. Jak przekonywała, obecnie 54 procent kosztów bieżących ponoszą samorządy i – zdaniem wiceprezydent - ta kwota rośnie w zastraszającym tempie. - Warszawa na oświatę w tej chwili przeznacza prawie 4,5 miliarda, przy subwencji niecałych 2 miliardów. Te 2 miliardy nie starczają nawet na pensje w oświacie, brakuje ponad 800 milionów – mówiła.
Zdaniem wiceprezydent Warszawy, w Polsce rozpoczął się ekonomiczny demontaż oświaty. - Mówimy to z pełną odpowiedzialnością, zwracając uwagę na to, na co rząd nie chce, wprowadzając jeszcze jeden element, bardzo niebezpieczny w skutkach - stwierdziła.
Mowa o kwestii naliczania subwencji oświatowej. Jej wysokość ma być uzależniona od stanu zamożności jednostki samorządu terytorialnego. - Nie wiemy, co to znaczy i kto będzie ją definiować. To bardzo niebezpieczny precedens. Nie możemy być karani przez rząd i słyszeć: "Warszawa jest bogata, to sobie poradzi" - mówiła.
Na koniec poinformowała, że w przyszłym roku wydatki w oświacie zwiększą się o 400 milionów.
- Jeśli dzisiaj mielibyśmy znaleźć te brakujące 400 milionów, to znaczy że powinniśmy zrezygnować z wszystkich programów towarzyszących oświacie. To okradanie polskich i warszawskich dzieci. Nie możemy się na to zgodzić i bardzo prosiłabym o refleksję i debatę na temat stanu polskiej oświaty, bo jeszcze nie jest za późno – podsumowała wiceprezydent Warszawy.
ab/ran