Od kilkunastu godzin w pobliżu Los Angeles trwa walka z trzema pożarami, które z każdą minutą przybierają na sile. Największy z nich - Palisades Fire - pochłonął już około 1182 hektarów terenu. W najludniejszym mieście Kalifornii ogłoszono stan wyjątkowy, a w wielu miejscach zarządzono ewakuację mieszkańców. Skalę żywiołu widać na nagraniach.
Pierwsze informacje o ogniu pojawiły się we wtorek wieczorem czasu lokalnego. Początkowo małe pożary błyskawicznie powiększyły się w ciągu kilku godzin. Obecnie największy z nich - Palisades Fire strawił niemal 1 200 hektarów terenu. Pozostałe dwa pożary: Eaton oraz Hurst łącznie zajmują nieco ponad 600 ha.
Skalę żywiołu widać na nagraniach.
Bezskuteczna walka
Kapitanka straży pożarnej Sheila Kelliher w rozmowie z CNN powiedziała, że zmieniające kierunek podmuchy wiatru o prędkości sięgającej 160 kilometrów na godzinę, nasilają pożary, przesuwające się w kierunku oceanu. We wpisie w mediach społecznościowych zamieszczonym tuż przed północą (przed godz. 9 w środę w Polsce) straż pożarna przyznała, że walka z żywiołem "nie przyniosła dotąd żadnych efektów".
Najtrudniejsza sytuacja ma miejsce między innymi w dzielnicy Pacific Palisades w Los Angeles, gdzie mieszka wiele amerykańskich celebrytów. Według CNN pożar w tym miejscu pochłania w ciągu minuty obszar równy pięciu boiskom do futbolu. Ulice błyskawicznie stały się nieprzejezdne, gdy dziesiątki ludzi porzuciły swoje pojazdy i uciekły na piechotę. Sprowadzono buldożer, który zepchnął samochody na pobocze.
Do wybuchu pożaru przyczyniło się połączenie suszy i silnego wiatru w południowej Kalifornii - zauważyła CNN. Od października spadło niewiele deszczu, obecnie susza o różnym nasileniu objęła 30 proc. powierzchni stanu. Zdaniem meteorologów prawdopodobieństwo wystąpienia opadów w styczniu jest bardzo niewielkie.
Źródło: PAP, Reuters, CNN
Źródło zdjęcia głównego: Reuters