Powstrzymano epidemię gruźlicy pośród bieszczadzkich żubrów. W tym celu trzeba było odstrzelić chore zwierzęta. Zginęło całe stado.
Udało się zatrzymać epidemię gruźlicy wśród żubrów żyjących na terenie Nadleśnictwa Stuposiany w dolinie górnego Sanu w Bieszczadach - informują Lasy Państwowe. Konieczne było do tego jednak odstrzelonie 19 nieuleczalnie chorych zwierząt z liczącego 21 żubrów stada (dwa osobniki padły same).
Z obserwacji prowadzonych na zagrożonym chorobą terenie wynika, że nie ma tam już dziko żyjących żubrów.
Potzrebna kwarantanna
Decyzję o odstrzeleniu chorego stada podjął Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska na wniosek dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.
- W decyzji GDOŚ widnieje liczba 24 żubrów, ale był to stan sprzed ponad roku - wyjaśnia Jan Mazur, nadleśniczy Nadleśnictwa Stuposiany. - Istnieje możliwość, że kilka osobników padło, a ich szczątki nie zostały dotąd znalezione. W tym stadzie w ogóle nie było młodych osobników, co świadczy o tym, że chore krowy już się nie wycieliły, bądź że młode szybko padły. Wciąż monitorujemy teren, który przez trzy lata będzie podlegał kwarantannie. Dopiero po tym okresie będziemy tu mogli wypuścić żubry - dodaje.
"To było konieczne"
Według Lasów Państwowych odstrzał był konieczny z uwagi na fakt, że nie ma żadnych możliwości leczenia gruźlicy u żyjących dziko zwierząt. Leśnicy musieli zrobić wszystko, by zapobiec rozprzestrzenieniu się choroby na pozostałe stada bytujące w Bieszczadach.
U wszystkich odstrzelonych żubrów stwierdzono zmiany chorobowe w węzłach chłonnych i w wątrobie. To oznacza, że chorowały na gruźlicę wielonarządową, która prowadzi do śmierci zwierząt.
Groźny dla ludzi
Z uwagi na to, że prątek bydlęcy Mycobacterium bovis może być przyczyną gruźlicy u ludzi, wszystkie czynności, jakie towarzyszą badaniu próbek pobranych od żubrów, wykonywane są z zachowaniem wymogów bezpieczeństwa epidemiologicznego. Tusze zabitych żubrów poddano utylizacji.
Autor: map/ŁUD / Źródło: Lasy Państwowe