Przez cały weekend beskidzka grupa GOPR wyjeżdżała na nocne i dzienne akcje ratowania turystów. Ratownicy sprowadzili z gór łącznie 31 osób. W Europie taka pomoc kosztowałaby 200 tys. zł. Polscy turyści nie zapłacą ani grosza.
- Weekendowa akcja ratownicza według europejskich cenników wyniosłaby 200 tys. zł - mówi reporterowi TVN24 Jerzy Siodłak, naczelnik beskidzkiej grupy GOPR. - Koszt uruchomienia wyprawy to 5 tys. euro, kolejne 5 to koszt uruchomienia śmigłowca, równie kosztowne jest wykorzystanie w akcji skuterów śnieżnych i samochodów terenowych - wyjaśnia dalej Siodłak.
Za lekkomyślność się nie płaci
Gdyby do zdarzenia doszło na Słowacji, turyści musieliby by te koszty ponieść, natomiast w Polsce nie zapłacą ani grosza. - Nie dysponujemy żadnymi mechanizmami prawnymi , na mocy których moglibyśmy wystwić faktury i kosztami akcji ratowniczej obciążyć turystów - tłumaczy Siodłak.
Słowacy zanim wyruszą w góry, dobrze się ubezpieczają, bo w razie ewentualnego wzywania pomocy, ponoszą koszty akcji ratunkowej, która może kosztować tysiące euro.
Pogoda nie sprzyja górskim wędrówkom
O tej porze roku w góry powinny wychodzić osoby z dobrym przygotowaniem. Chociaż, jak pokazały ostatnie wydarzenia, także one nie radzą sobie przy zmiennej górskiej pogodzie. Grupa, która weszły na Babią Górę z doświadczonym przewodnikiem górskim również musiała wezwać pomoc.
- W ten weekend pogoda była wyjątkowa. Na szczytach panowały ekstremalne warunki. Była zadymka, szalały huraganowe wiatry. Ślady po skuterze śnieżnym znikały w ciągu pięciu minut - opisuje Siodłak.
- Przed wyjściem w góry, zwłaszcza o tej porze roku, trzeba śledzić komunikaty o zmianie pogody i w żadnym wypadku ich nie lekceważyć - dodaje ratownik GOPR.
Autor: mm/ms / Źródło: tvn24