Filipiny, w które w piątek uderzył potężny tajfun, wezwały w poniedziałek na szczycie klimatycznym w Warszawie do ustanowienia mechanizmu pomocowego dla krajów cierpiących wskutek zmian klimatu. - Nie chcemy współczucia świata, ale działań - mówił przedstawiciel tego kraju Yeb Sano. Organizacje pomocowe apelują o żywność i leki, a mężczyzna ogłosił głodówkę. Filipińczyk zakończy ją dopiero, gdy pojawi się rozwiązanie problemu.
- To, co przeżywa mój kraj w związku z tym ekstremalnym wydarzeniem to jakieś szaleństwo - mówił delegatom z ponad 190 krajów zebranych na warszawskiej konferencji klimatycznej szef reprezentacji Filipin na COP19 Yeb Sano.
Według agencji AP, Filipińczyk zapowiedział, że będzie głodował do momentu, gdy "w zasięgu wzroku" pojawi się rozwiązanie problemu.
Klimatyczna walka z czasem
- Kryzys klimatyczny to szaleństwo. Możemy zatrzymać to szaleństwo, właśnie tu, w Warszawie. Tajfuny takie jak Haiyan i skutki jakie niosą, powinny otrzeźwić społeczność międzynarodową. Nie możemy sobie pozwolić na zwlekanie, jeśli chodzi o walkę o klimat - podkreślał.
Przedstawiciele Filipin uważają, że coraz poważniejsze skutki zmian klimatu powinny przyspieszyć wysiłki zmierzające do utworzenia mechanizmu "strat i szkód" w rundzie rozmów klimatycznych ONZ w Warszawie.
Sano, którego rodzina pochodzi ze zniszczonego przez piątkowy tajfun miasta Tacloban, podkreślił, że państwa takie jak Filipiny, nie mają czasu, aby czekać na międzynarodowe porozumienie klimatyczne, które kraje zgodziły się osiągnąć w Paryżu w 2015 roku.
Potrzeba zmian
Zdaniem Filipińczyka, nawet najbardziej ambitne cele redukcji emisji dwutlenku węgla w krajach rozwiniętych nie wystarczą, by zapobiec katastrofom.
- Redukcje emisji w krajach rozwiniętych są niebezpiecznie niskie i należy je podnieść. Ale nawet jeśli byłby one wyższe i wynosiły 40-50 proc. w stosunku do poziomu emisji z 1990 r., to nadal mamy do czynienia ze zmianami klimatu i trzeba rozwiązać kwestie strat i szkód - przypomniał.
Tragedia normą?
W poruszającej przemowie podkreślał, że solidaryzuje się ze swoim bratem, który przeżył tajfun. Mężczyzna przez trzy dni będąc bez jedzenia, zajmował się ciałami ofiar. Sano powiedział też, że nie miał wieści od innych członków rodziny, ponieważ ze względu na huragan niektóre rejony kraju są odcięte od świata.
- Nauka mówi nam, że zmiana klimatu będzie oznaczała bardziej intensywne burze tropikalne. Wraz z ociepleniem się ziemi zjawiska będą te występowały na oceanach - podkreślał.
- Energia wód Filipin zwiększy intensywność tajfunów, co doprowadzi do tego, że to co mogliśmy obserwować teraz, bardziej niszczycielskie burze, staną się nową normą - przestrzegał.
Apel do wątpiących
Sano wezwał wątpiących w zmiany klimatyczne, by przyjechali na Filipiny i zobaczyli na własne oczy, jak wyglądają ich skutki.
- Do wszystkich, którzy w dalszym ciągu zaprzeczają, że zmiany klimatu zachodzą w rzeczywistości: wybierzcie się na wyspy Pacyfiku, wyspy karaibskie i wyspy na Oceanie Indyjskim i zobaczcie skutki podnoszenia się poziomu morza. Jedźcie do górskich regionów Himalajów i Andów zobaczyć społeczności dotknięte powodziami z topniejących lodowców - mówił Sano.
Miliony poszkodowanych
Podczas tajfunu, który nawiedził Filipiny, najwięcej osób zginęło na skutek przejścia ogromnych mas wody morskiej, które za sprawą porywistych wiatrów spadły na ląd. Niszczycielska fala, przez świadków porównywana do tsunami, równała z ziemią całe domy.
W wyniku tragedii śmierć poniosło ok. 10 tys. ludzi, a ogółem blisko 480 tys. Filipińczyków musiało opuścić swoje domy. 4,5 mln w 36 prowincjach kraju w ten czy inny sposób ucierpiało z powodu tajfunu - podała rządowa agencja ds. zarządzania kryzysowego.
Prędkość wiatru, popychającego masy wody ku lądowi, wynosiła średnio 310 km/godz., a w porywach sięgała do 380 km/godz.
Autor: mb/map / Źródło: PAP