Czy dzięki witaminie C unikniemy zakażenia SARS-CoV-2? Czy noszenie maseczek paradoksalnie zwiększa ryzyko infekcji? To niektóre z mitów krążących wokół pandemii COVID-19, z którymi rozprawił się doktor habilitowany Tomasz Dzieciątkowski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Na temat pandemii COVID-19 nie brakuje wielu mitów i fake newsów. O niektórych z nich mówił podczas wirtualnej konferencji prasowej na temat chorób zakaźnych doktor habilitowany Tomasz Dzieciątkowski z Katedry Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak podkreślił, niektóre z nich są wręcz niebezpieczne, ponieważ nakłaniają do błędnych zachowań, zwiększających ryzyko zakażenia.
Mit: duże dawki witaminy C zapobiegają zakażeniu
Jednym z mitów jest ten mówiący, że duże dawki witaminy C zapobiegają zakażeniu koronawirusem SARS-CoV-2 i łagodzą objawy choroby, którą wywołuje.
Co na to specjalista WUM? - Nie, nie łagodzą. Należy jedynie dążyć do tego, żeby nie było niedoborów witaminy w naszym organizmie, w tym witaminy C. Brak jest natomiast jakichkolwiek danych naukowych, które by wiązały podawanie dużych dawek witaminy C z łagodzeniem zakażeń SARS-CoV-2 - przekonuje dr Dzieciątkowski.
Nie chodzi jednak tylko o koronawirusy. Duże dawki witaminy C nie chronią też przed innymi zakażeniami. Dotyczy to wszystkich zakażeń powodowanych przez wirusy układu oddechowego, takich jak grypa czy wywołujące przeziębienie rinowirusy.
Mit: maseczki powodują niedotlenienie płodu u kobiet w ciąży
Wiele jest fake newsów dotyczących maseczek ochronnych - na przykład takich, że nie powinny ich używać kobiety w ciąży, bo to grozi niedotlenieniem płodu.
- Ponad wszelką wątpliwość wykazano, że używanie jakiejkolwiek maseczki nie wpływa na saturację krwi czy wysycenie tlenem hemoglobiny. Nie ma zatem żadnego ryzyka niedotlenienia płodu - zapewnia ekspert. Jego zdaniem większość zgłaszanych dolegliwości, takich jak związane z noszeniem maseczek uczucie duszności czy dyskomfortu, to tak naprawdę objawy psychosomatyczne, które w 99 procentach ludzie sobie wmawiają.
Mit: maseczki zwiększają ryzyko zakażenia
Nieprawdą jest też, że noszenie maseczek zwiększa ryzyko zakażenia, ponieważ wdychamy osadzające się na nich cząsteczki wirusa do dróg oddechowych.
Jak mówi dr Dzieciątkowski, "wszystkie dotychczasowe badania potwierdzają, że prawidłowo używane maseczki i ich zmienianie ogranicza transmisję koronawirusa, jak i innych patogenów przenoszonych drogą oddechową, w tym również wirusa grypy".
Specjalista z WUM dodaje, że jeśli jesteśmy osobą zakażoną bezobjawowo, a wirus przenoszony na kropelkach bioaerozolu lub śliny miałby być wydmuchiwany lub wykrztuszany - to prawda jest taka, że będzie się "odbijał" od mechanicznej bariery, jaką stanowi maseczka, i będzie inhalowany z powrotem, ale przecież i tak jesteśmy zakażeni. Nie ma to znaczenia, bo patogen wywołał już zakażenie objawowe u danej osoby, a ponownie go już nie wywoła - przynajmniej nie teraz i nie na skutek samego noszenia maseczki.
Gdy wirus znajduje się na zewnętrznej stronie maseczki, to tak łatwo przez nią nie przejdzie, choć średnica pojedynczego wirionu (pojedynczej kompletnej cząsteczki koronawirusa) jest mniejsza, niż rozmiary porów maseczki. - Wirus nie ma skrzydełek ani nóżek i nie przejdzie przez maseczkę. On podróżuje wierzchem na kropelkach śliny, które mają dużą większą średnicę, niż pory maseczki - i zostaną zatrzymane - tłumaczy lekarz.
Mit: w Polsce jakość testów jest gorsza
Kolejnym mitem jest to, że w Polsce wykonuje się więcej testów na koronawirusa SARS-CoV-2, ale ich jakość jest dużo gorsza niż w krajach zachodnich. - To podwójna nieprawda - podkreśla Dzieciątkowski.
- W naszym kraju przez długi czas przeprowadzano mniej takich testów, niż we wszystkich niemal krajach Unii Europejskiej - za nami była tylko Słowacja, która ma jednak mniejszą liczbę mieszkańców. Wszędzie natomiast są to testy tych samych producentów. Nie możemy zatem powiedzieć, że wykonujemy gorsze testy. Są takie same, jak w Austrii, Belgii czy Niemczech - przekonuje specjalista.
Jak dodaje lekarz, z choroby COVID-19 można się wyleczyć samoistnie. - Tak, jest to prawda. To, że mamy koronawirusa w swoim organizmie, nie oznacza, że będziemy mieli go do końca życia. W przypadku tego zakażenia nie ma długotrwałego nosicielstwa. Nawet jeśli jesteśmy zakażeni objawowo, zazwyczaj nasz układ odpornościowy usunie go z organizmu w ciągu trzech-czterech tygodni, a czasami, ale rzadko, w okresie ośmiu tygodni - zapewnia. W zdecydowanej większości przypadków COVID-19 przebiega łagodnie lub słaboobjawowo. Jedynie u 20 proc. zakażonych przebieg choroby jest cięższy i wymaga hospitalizacji. Im zatem więcej jest zakażonych koronwirusem SARS-CoV-2, tym więcej będzie ciężkich przypadków COVID-19.
Autor: ps/dd / Źródło: PAP, tvnmeteo.pl