Walka o fotel prezydencki Stanów Zjednoczonych rozgrywa się wokół problemów rasowych - napisał felietonista "The Washington Post" Eugene Robinson we wtorkowym wydaniu gazety. Irak, czy rosnące ceny ropy - przestały mieć zasadnicze znaczenie.
"Obecnie, walka wokół wizerunku Obamy jako czarnoskórego jest prawdopodobnie centralnym frontem kampanii prezydenckiej" - napisał Robinson. "Niegdyś ostre linie podziału między kandydatami wokół wycofania amerykańskich wojsk z Iraku lub umożliwienia przybrzeżnych wierceń naftowych stają się mało wyraźne".
"Problem rasy" ujawnił się z nową mocą w zeszłym tygodniu, kiedy republikański kandydat, senator John McCain, zarzucił swojemu demokratycznemu rywalowi rozgrywanie kampanii właśnie kartą rasową. Wcześniej, Barack Obama, pierwszy czarnoskóry kandydat do najwyższego urzędu Stanów Zjednoczonych z realnymi szansami na wygraną, przekonywał, że republikanie starają się przestraszyć wyborców sugestiami, że "nie wygląda [on] jak wszyscy inni prezydenci na banknotach dolarowych".
Obama ofiarą niesprawiedliwości białych
W niedzielę, Senator Lindsay Graham, wiceszef wyborczej machiny McCaina, stwierdził, że Obama próbuje grać ofiarę amerykańskiego grzechu niewolnictwa.
Podobną taktykę zastosował pastor Jesse Jackson w 1984 roku, ubiegający się o prezydenturę z ramienia Partii Demokratycznej, co stało się jednym z powodów jego porażki. "Obama rozumie, że aby zostać wybranym na urząd prezydenta, musi pokazać się jako najmniej skrzywdzony czarnoskóry Amerykanin" - napisał Robinson.
Felietonista The Washington Post uważa także, że "fabrykowanie wyobrażenia, że Obama wymaga specjalnego traktowania i przywilejów ponieważ jest czarny" jest jednym ze sposobów, jaki może zapewnić wygraną Republikanów. "Przewaga organizacyjna Partii Demokratycznej jest ogromna" - twierdzi Robinson. "Trudno sobie wyobrazić, jak McCain mógłby wygrać, jeśli nie zasieje w umysłach wyborców wątpliwości co do Obamy".
Źródło: "Washington Post"
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA