- Małżeństwo z Jaserem Arafatem było dużym błędem. Żałuję, że za niego wyszłam - przyznała w wywiadzie opublikowanym w ub. tygodniu w tureckojęzycznej gazecie "Sabah" wdowa po palestyńskim przywódcy, Suha Arafat.
Dziewięć lat po śmierci Arafata jego była żona przyznała, że gdyby przyszło jej wybierać ponownie, nie poślubiłaby go. - Byliśmy małżeństwem przez 22 lata, a czułam, jakby to trwało z 50 lat - mówiła w wywiadzie dla "Sabah".
Przyznała także, że wielokrotnie próbowała opuścić męża, ale odmówiono jej prawa do wolności. - Starałam się rozwieść z Arafatem ponad 100 razy, ale nie chciał mnie puścić. Wszyscy wiedzą o tej historii, zwłaszcza ci, którzy byli w jego najbliższym kręgu - podkreśliła kobieta.
Arafat chciał tylko ją
Arafatowie po raz pierwszy spotkali się w 1986 roku, gdy Suha studiowała w Paryżu i była zaręczona z miejscowym prawnikiem. W tym czasie, jak przypomina kobieta, starszy od niej o 33 lata Jaser Arafat był cenionym politykiem.
- Było wiele kobiet, które chciały za niego wyjść, ale on chciał tylko mnie, mimo sprzeciwów mojej rodziny - wspomina Suha. Para wzięła ślub w tajemnicy cztery lata później, w dniu jej urodzin - 17 lipca 1990 roku. Matka Suhy wpadła we wściekłość w związku z takim rozwojem wydarzeń i poleciała do Tunisu, gdzie przebywało młode małżeństwo. Tam zrobiła Arafatowi awanturę, podkreślając, że jej córka jest nieodpowiednia dla lidera Organizacji Wyzwolenia Palestyny ona dla niego nieodpowiednia (Suha była palestyńską katoliczką pracującą dla OWP w Tunezji, dla Arafata przeszła na islam). Jak tłumaczyła gazecie wdowa po Arafacie choć "los ją wybrał" i udało jej się z tym pogodzić, od samego początku nie było jej łatwo. Mówiła, że jak tylko stała się Panią Arafat, zamknięto ją za murami "ze względów bezpieczeństwa".
- Musiałam być ostrożna rozmawiając przez telefon z powodu podłuchu, poza tym często przemieszczaliśmy się z jednego miejsca w drugie - tłumaczy dziś Suha.
Najsłabsze ogniwo
Kobieta przypomniała także w wywiadzie, że gdy jej mąż rozpoczął pierwszą intifadę w 1987 roku (masowe powstanie Palestyńczyków przeciwko izraelskiej okupacji Palestyny - red.), wówczas uwaga największych na świecie mediów skupiła się na nim, a - jak dodała - "nie jest tajemnicą, że [media] są kontrolowane przez Żydów".
Wtedy jako żona człowieka, który większość czasu spędzał w świetle reflektorów światowych mediów, Suha czuła się jak "najsłabsze ogniwo w łańcuchu". - Moja tożsamość została całkowicie zniszczona - powiedziała gazecie "Sabah".
"Arafat był moim bohaterem"
Jednocześnie jednak wdowa po Arafacie, który zmarł w paryskim szpitalu w 2004 roku (jej zdaniem został otruty) zwróciła uwagę, że od tego czasu miała dziesiątki propozycji małżeńskich, ale wszystkie odrzuciła, dając zalotnikom zawsze tę samą odpowiedź: "Arafat był moim bohaterem".
Kobieta żyje obecnie ze stypendium, które dostaje od Autonomii Palestyńskiej, co - jak zauważyła - ledwo starcza na utrzymanie jej i jej córki. W wywiadzie ucięła też spekulacje, jakoby otrzymywała miliony dolarów, które napływają do niej przez tajne konta bankowe. - Wszelkie opowieści o tym, jakoby Arafat przelał miliony na moje konto bankowe są bdzurami i kłamstwami - zaznaczyła. Zaprzeczyła także pogłoskom, jakoby apartament, który dzieli z nastoletnią córką Zawą na Malcie, kupił im w ramach prezentu były libijski przywódca, Muammar Kaddafi. - Mieszkanie jest wynajmowane - oznajmiła. Suha zaznaczyła również, że choć czuje żal, pogodziła się z rzeczywistością. - Arafat był wielkim przywódcą i byłam bardzo samotna w tym małżeństwie. Zawsze byłam w defensywnie w stosunku do plotek, które o mnie rozpowiadano. Jednak życie bez niego jest jeszcze trudniejsze - uznała wdowa. - Gdybym mogła cofnąć czas, nie wyszłabym za Arafata - spuentowała.
Autor: dp//kdj / Źródło: timesofisrael.com
Źródło zdjęcia głównego: World Economic Forum CC BY-SA